Jacek Szewczak z WSPol w Szczytnie wywalczył tytuł Mistrza Polski w ju-jitsu na zawodach we Wrocławiu. To już szósta taka wygrana w jego karierze. Przed rokiem w finale powinęła mu się noga i zajął drugie miejsce. Tym razem zrewanżował się rywalom, zdobywając mistrzostwo.
W sobotę 20 lutego we Wrocławiu odbyły się 19. Mistrzostwa Polski Seniorów w Ju-jitsu. W zawodach zmagało się ze sobą ponad 100 zawodników i zawodniczek z 20 polskich klubów.
Szczytno reprezentował Jacek Szewczak, który po pięciu latach dominacji w kraju w 2009 roku musiał uznać wyższość rywali w swojej kategorii wagowej, zajmując drugie miejsce. Tegoroczne mistrzostwa miały być dla niego rewanżem i powrotem na "pudło" z numerem 1.
— Ciężko jest się podnieść po porażce i to jeszcze w tak krótkim czasie. Ponadto to pierwszy start w nowym roku, więc nie wiadomo jak to jest z formą. Do zawodów przystąpiłem po dwutygodniowej walce z grypą, więc nie liczyłem na wiele — komentuje Jacek Szewczak. W pierwszej walce zawodnik szczycieńskiego klubu trafił na Krystiana Sosnowskiego z Wrocławia. Rywal z impetem zaatakował, ale po minucie było już po bitwie. Kolejna walka to już półfinał, a w nim Andrzej Borowiec z Sosnowca. I tym razem nie trzeba było długo czekać, aż Szewczak powali przeciwnika na matę.
Wreszcie nadszedł czas na wielki finał, w którym doszło do powtórki walki z ostatnich mistrzostw.
W finale zmierzył się z Arnoldem Ratajskim. — Do tej walki przygotowywałem się od czterech miesięcy. Wiedziałem, że przeciwnik będzie unikał fazy rzutów i walki w parterze, więc musiałem ostro popracować nad kopnięciami i uderzeniami — mówi zawodnik ze Szczytna. — Wszystko ułożyło się po mojej myśli. Pod koniec walki wpadłem z przeciwnikiem do parteru, tam założyłem mu skuteczną dźwignię i mogłem cieszyć się z powrotu na mistrzowski tron — dodaje.
Szczytno reprezentował Jacek Szewczak, który po pięciu latach dominacji w kraju w 2009 roku musiał uznać wyższość rywali w swojej kategorii wagowej, zajmując drugie miejsce. Tegoroczne mistrzostwa miały być dla niego rewanżem i powrotem na "pudło" z numerem 1.
— Ciężko jest się podnieść po porażce i to jeszcze w tak krótkim czasie. Ponadto to pierwszy start w nowym roku, więc nie wiadomo jak to jest z formą. Do zawodów przystąpiłem po dwutygodniowej walce z grypą, więc nie liczyłem na wiele — komentuje Jacek Szewczak. W pierwszej walce zawodnik szczycieńskiego klubu trafił na Krystiana Sosnowskiego z Wrocławia. Rywal z impetem zaatakował, ale po minucie było już po bitwie. Kolejna walka to już półfinał, a w nim Andrzej Borowiec z Sosnowca. I tym razem nie trzeba było długo czekać, aż Szewczak powali przeciwnika na matę.
Wreszcie nadszedł czas na wielki finał, w którym doszło do powtórki walki z ostatnich mistrzostw.
W finale zmierzył się z Arnoldem Ratajskim. — Do tej walki przygotowywałem się od czterech miesięcy. Wiedziałem, że przeciwnik będzie unikał fazy rzutów i walki w parterze, więc musiałem ostro popracować nad kopnięciami i uderzeniami — mówi zawodnik ze Szczytna. — Wszystko ułożyło się po mojej myśli. Pod koniec walki wpadłem z przeciwnikiem do parteru, tam założyłem mu skuteczną dźwignię i mogłem cieszyć się z powrotu na mistrzowski tron — dodaje.