Jej życie jest dla mnie najważniejsze

2022-12-26 08:45:04(ost. akt: 2022-12-26 01:55:56)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Mąż, dumny ojciec i człowiek o dobrym sercu. Nie potrafi przejść obojętnie wobec ludzkiego nieszczęścia. Docenia to co ma, bo jak mówi, życie jest tak kruche, że trzeba cenić każdą chwilę. Rodzina i życie ludzkie jest dla niego największą wartością.
Pan Zbigniew ma 47 lat. To człowiek, który jest kochającym mężem i wspaniałym ojcem. Choć pracuje zawodowo, zawsze ma czas by porozmawiać z dziećmi, pójść na spacer a nawet umówić się z żoną na randkę do kina. Docenia to co ma, bo jak mówi, życie jest tak kruche, że trzeba cenić każdą chwilę.

Rodzina jest najważniejsza
Pan Zbigniew i pani Katarzyna są małżeństwem od 21 lat. Poznali się i pokochali. Na świecie pojawiła się dwójka ukochanych i wyczekiwanych dzieci, które są całym światem rodziców.
— W życiu nic nie daje człowiekowi takiego szczęścia, jak dzieci i rodzina — zapewnia. — To największe szczęście i lekarstwo na wszystko, co złe w życiu. Dziś już wiem, że w życiu trzeba się cieszyć z małych rzeczy, bo wszystkie razem dają nam wielkie szczęście. Dla mnie szczęście to radość z codziennego życia. To cieszenie się każdą chwilą spędzoną z rodziną, przyjaciółmi oraz pomaganie sobie nawzajem. Szczęście znajduję też w pomaganiu innym. Nie ma nic lepszego, jak pomoc bliźniemu i zobaczenie radości w jego twarzy. Wiara, że ten dzień będzie dobry, a pod koniec dnia stwierdzić, że tak jest. Dajemy z żoną swoim dzieciom wiele miłości i uczymy je, że trzeba być dobrym człowiekiem, bo dobro zawsze wraca…

Diagnoza zabrzmiała jak wyrok
Szczęście rodziny pękło jak bańka mydlana, kiedy pani Katarzyna wykryła u siebie guza na piersi. Początkowo chciała umówić się na wizytę w bliżej nie określonym terminie, ale pan Zbigniew stanowczo powiedział, że pojadą do lekarza prywatnie. Już następnego dnia kobieta została przebadana. Lekarz nie miał dobrych wiadomości. Kolejne badania, biopsja i wyrok - nowotwór.
— Byłem z żoną na każdym badaniu, wspierałem ją, bo bardzo się bałem. Chyba byłem bardziej wystraszony niż ona — opowiada. — Kiedy okazało się, że Kasia musi przejść mastektomię prawej piersi wiedziałem, że muszę być silny za nas oboje... Dzieci były przerażone, że mama idzie do szpitala. Musiałem zająć się nimi, bo Ania miała 13 lat a Karol 10. Operacja się udała, potem była chemia i naświetlania.
Cała rodzina, znajomi i przyjaciele wspierali panią Kasię i jej rodzinę. Każdy pomagał jak mógł. W ciężkich chwilach nie byli sami.
— Liczył się każdy gest, dobre słowo, modlitwa — mówi pan Zbyszek. — Wierzyliśmy, że wszystko się jakoś ułoży, że wygramy bitwę z tym przeklętym gadem.

Nauczyć się żyć od nowa
Niestety pani Kasia popadła w depresję. Nie potrafiła zaakceptować swojego wyglądu, nie chciała wychodzić ani spotykać się z rodziną i znajomymi.
— Wyć mi się chciało, gdy patrzyłem jak bardzo jest smutna. Pierwsze dni po powrocie ze szpitala Kasia spędziła w sypialni— mówi pan Zbigniew. — Pomagałem jej się ubrać, myć, szykowałem jedzenie. Kasia nie chciała jednak pokazać blizny po operacji, choć zapewniałem, że dla mnie nadal jest tą samą kochaną osobą. Dopiero rozmowa z jej mamą pomogła i Kasia otworzyła się. Kiedy zobaczyłem ja nagą, z blizną po piersi rozpłakałem się... Tak bardzo ją kocham, że cały ten ból wziąłbym chętnie na siebie... Każdego dnia przełamywaliśmy kolejne bariery.
Pani Kasia miała 42 lata kiedy straciła pierwszą pierś. Z pomocą rodziny powoli wracała do zdrowia i wtedy przyszedł kolejny cios. W drugie piersi pojawił się guz. Po raz kolejny kobieta musiała poddać się operacji i chemioterapii.
— Kiedy wróciła do domu była tak słaba, że bałem się jej dotknąć — opowiada pan Zbigniew.— Kąpałem ją, przebierałem i przytulałem. Tak bardzo bałem się, że ją stracę. Nieraz moja mama pytała czy pomóc mi w pielęgnacji żony, ale ja odmawiałem. Chciałem robić to sam. Kasia czasem pytała mnie czy się jej nie brzydzę, bo już nie jest piękną, atrakcyjną kobietą, tylko wrakiem. Dla mnie była najpiękniejsza i najważniejsza. Tuliłem ją w chwilach smutku, ocierałem łzy i robiłem wszystko to, co było trzeba. Każdego dnia zapewniałem, że kocham ją bez tych piersi, że to tylko kawałek mięsa, a ja kocham ją całą. Nie za wygląd, a za to jaka jest. To z nią chcę dzielić resztę życia, zestarzeć się, doczekać wnuków i pojechać do Włoch. Obiecałem, że jak wyzdrowieje to pojedziemy tam, gdzie marzyliśmy, że to będzie nasza podróż życia.

Kochać na dobre i złe
Przez dwa lata małżeństwo zmagało się z chorobą. Powoli pani Kasia wracała do zdrowia i przewartościowała swoje życie. Postanowiła, że nie podda się rekonstrukcji piersi, zaakceptowała siebie taką jaką jest.
— Zdrowie jest najważniejsze — mówi. — Co mi po piersiach, najważniejsze, że żyję i mam przy sobie tak wspaniałych ludzi. To co mąż dla mnie zrobił, to największy dowód, że kocha się nie za wygląd. Kiedy patrzę w lustro to widzę inną osobę, jednak moje oczy nabrały znów blasku. Cieszę się każdego dnia, że został mi podarowany. Teraz musi być już lepiej, bo przecież nie może być cały czas źle. Mam cudowne dzieci, męża i marzenia! I w przyszłym roku planujemy pojechać na dwa tygodnie do Włoch! Mam po co i dla kogo żyć.
Pani Kasia spotyka się często z innymi kobietami, które przeszły zabieg mastektomii. Wie, że wiele, tak jak ona, bardzo źle znosi chorobę i utratę piersi. Wspólne spotkania dają im siłę.
— Siła jest w nas, choć czasem w nią nie wierzymy — tłumaczy.— Po operacjach myślałam, że nie jestem już atrakcyjna, że mąż mnie zostawi, że jestem jakimś dziwadłem i że już nigdy nie będę się kochać z mężem. Jego cierpliwość, delikatność i miłość sprawiła, że pokonałam te bariery. Nawet seks smakuje teraz inaczej, bo umiemy wsłuchać się w swoje potrzeby i mamy do siebie większe zaufanie. Przetrwaliśmy trudny czas, wygraliśmy bitwę o życie i o nas. Mój mąż to mój najlepszy przyjaciel i wiem, że bez względu na wszystko mogę na niego liczyć.

Bezinteresowna pomoc
Pan Zbigniew nie oczekując niczego w zamian, pomaga ludziom w każdy możliwy sposób. Wspierał żonę, ale nie tylko. Nie potrafi patrzeć obojętnie na ludzką krzywdę i nieszczęście. Szczególnie gdy choroba i cierpienie dotyka dzieci. Sam jest ojcem i wie, że dla każdego rodzica zdrowie i szczęście dziecka jest najważniejsze.
— Szacunek i pomoc należy się każdemu, nieważne kim jest i jaki ma status społeczny — mówi. — Pomaganie po prostu trzeba lubić, ja żadnej pracy ani przeciwności się nie boję. Pomaganie mam we krwi. Staram się żyć tak, żeby nikomu nie zaszkodzić, a wprost przeciwnie — pomóc, doradzić. Trzeba walczyć o swoje marzenia i pomagać innym, żeby oni też mieli szansę je zrealizować. No i trzeba mieć w życiu swoje pasje, bo jak bez nich żyć? Ja na pewno bym nie umiał. Teraz jestem naprawdę szczęśliwy.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5