Tenis wygrał z... oberwaniem chmury

2021-07-11 10:00:00(ost. akt: 2021-07-11 08:40:34)
Pogoda nie rozpieszczała, ale czołowe polskie rakiety i tak zmierzyły się w Nowym Gizewie

Pogoda nie rozpieszczała, ale czołowe polskie rakiety i tak zmierzyły się w Nowym Gizewie

Autor zdjęcia: archiwum organizatorów

NASZ PATRONAT || Maciej Rajski zgarnął złoto Mazury Masters Cup. Na oddzielny medal zasłużyli i organizatorzy, którzy — w skrajnie niesprzyjających warunkach pogodowych — zdołali uczynić z Nowego Gizewa w miniony weekend regionalną stolicę tenisa.
— Szczerze? Mamy właśnie oberwanie chmury, a wraz z nim urwanie głowy. Korty zamieniły się baseny i przypominają stadion narodowy sprzed blisko 10 lat, podczas słynnego meczu Polski z Anglią — komentowali "na gorąco", 2 lipca, Mariusz Radziszewski i Andrzej Jemielita (główni organizatorzy).

Mistrzostwa miały mieć oficjalne otwarcie właśnie w miniony piątek. Warunki to uniemożliwiły, wszyscy stanęli przed kluczowym pytaniem: "Co dalej?". W grę wchodziły dwie opcje. Pierwszą było przełożenie turnieju na inny termin.

— Ostatecznie, po długim debatowaniu, zrezygnowaliśmy z tej koncepcji. Przeważyły głosy zawodników, którzy mieli już zobowiązania wobec innych imprez. A to raczej ludzie o dość napiętym grafiku. Poza tym nikt nie dałby przecież gwarancji, że np. za 2 tygodnie pogoda znów nie zrobi nam przykrej niespodzianki. Do tego wzięliśmy pod uwagę dodatkowe koszty, które wiązałyby się z tą decyzją. Nie byłyby one fair wobec sponsorów — mówi Mariusz Radziszewski.

Postanowiono więc rozegrać turniej niemal w całości w niedzielę, w nieco ograniczonej formie. Miejscowi musieli wspiąć się na wyżyny, by — wciąż improwizując — zafundować kibicom solidne widowisko. — I ostatecznie się udało. Sama frekwencja na trybunach bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Przyszło dużo ludzi, choć pozostał niedosyt. Wielu, widząc sytuację za oknem, zostało w domach myśląc, że z grania nic nie wyjdzie.

Obrazek w tresci

A wyszło, o co zadbała bardzo solidna obsada. W szranki stanęło ośmiu tenisistów z polskiej czołówki. Prym wiódł Maciej Rajski, dziewiąta rakieta Polski. Sparingpartner Igi Świątek jak wspomniana burza przeszedł przez fazę grupową. W półfinale pewnie rozprawił się z Pawłem Dzikiewiczem (6:2, 6:4). Równolegle solidne zawody rozgrywał Mikołaj Borkowski (wygrana w półfinale z Piotrem Dzikiewiczem; 7:6,4:6 i 10:3. Obaj triumfatorzy skrzyżowali rakiety w wielkim finale. Wygrał Rajski, choć nie bez problemów (6:3, 6:2).

— Maciej był faworytem turnieju. I zrobił to, co miał zrobić. To facet niesamowity nie tylko jako zawodnik, ale i po prostu jako człowiek. Przesympatyczny, nie zadzierał nosa. Podszedł do tej rywalizacji naprawdę profesjonalnie — wspominają organizatorzy.

Czy po takich "przygodach" możemy spodziewać się kontynuacji cyklu, który miał ożywić tenisowe życie na Mazurach? — Oczywiście, że tak. Zapraszamy wszystkich za rok. Zrobimy wszystko, by poziom rozgrywek i organizacji był jeszcze wyższy. W międzyczasie oczywiście, tradycyjnie, zorganizujemy na pewno przynajmniej kilka turniejów o charakterze bardziej lokalnym — przekonuje Mariusz Radziszewski.

Czy w przyszłym roku, wybierając termin kolejnej edycji Mazury Masters Cup, obaj z Andrzejem Jemielitą udadzą się wcześniej do... wróżki? — O pogodę na pewno zapytamy, ale raczej górali lub któregoś szamana z mazurskich lasów (śmiech). A tak poważniej, to najgorsze już chyba za nami. Jeśli przetrwaliśmy to, to przetrwamy wszystko. Jesteśmy też bogatsi o nowe, cenne doświadczenie. Wyciągnęliśmy wnioski, dużo nas to nauczyło. Z drugiej strony, dużo łatwiej byłoby organizować podobne wydarzenia, gdybyśmy mieli w okolicy halę tenisową. Zdajemy sobie sprawę, że o taki obiekt niełatwo, ale nie składamy broni — podsumowują.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5