Nigdy nie skarżę się na swój los

2021-05-09 09:30:00(ost. akt: 2021-05-07 20:55:32)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Miał 43 lata, kiedy żona zostawiła go z trójką dorastających dzieci. Nie załamał się, był ojcem i matką zarazem. Dziś ma 61 lat i marzy o spędzeniu reszty życia przy boku osoby, która go pokocha i z którą będzie spełniał marzenia.
Pan Jan urodził się na Śląsku. Gdy miał 7 lat, rodzina przeprowadziła się na Mazury. Tu rodzice prowadzili gospodarstwo rolne, które później odziedziczył, i w którym mieszka i pracuje do dziś. Skromny, bardzo sympatyczny człowiek, który kocha ziemię, na której pracuje.

— Byłem najmłodszy z trójki rodzeństwa i to ja zostałem na gospodarstwie, by pomóc rodzicom — opowiada. — Zamiłowanie do pracy na roli trzeba mieć we krwi. Rolnik to zawód, który kojarzony jest głównie ze wsią. Wiele osób nie zdaje sobie jednak sprawy, jak trudne jest to zajęcie. Zawód rolnika wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Przede wszystkim nie są mu przypisane jakieś konkretne ramy czasowe. Wykonuje się go 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Na gospodarstwie pracuje się w dni powszednie i w święta. Nie ma urlopu, wszystko musi być zrobione w odpowiednim czasie. Naprawdę trzeba kochać ziemię i szanować pracę na niej, by się jej poświęcić. Na gospodarstwie pracuję już jakieś 50 lat. I wciąż kocham to miejsce, które wykarmiło moją rodzinę. Znam każdy skrawek swojego pola, to moja ojcowizna i miejsce, w którym czuję się najlepiej.

Jednak w życiu nie wszystko układa się tak, jak o tym marzył. Miał 43 lata i trójkę dzieci, gdy żona postanowiła ułożyć sobie życie z innym mężczyzną. Po 12 latach małżeństwa przyznała, że nie chce być gospodynią domową, pracować na gospodarstwie i wychowywać dzieci. Spakowała się i odeszła. Pan Jan został z 12-letnią córką oraz synami w wieku 9 i 8 lat.
— To był dla mnie szok. Kochałem żonę i myślałem, że jest ze mną i dziećmi szczęśliwa — tłumaczy pan Jan. — Nie spodziewałem się, że odejdzie, że zostawi dzieci... Musiałem dość szybko zapanować nad domem, dziećmi, gospodarstwem. Najtrudniej było wytłumaczyć dzieciom, że matka o nich zapomniała. Nie odwiedzała, nie dzwoniła. Z dnia na dzień musiałem nauczyć się prać, gotować sprzątać odrabiać z dziećmi lekcje. Czasem dnia mi brakowało na wszystkie zajęcia. Dzieci rosły, skończyły szkoły, poszły do pracy. Córka wyszła już za mąż. Jestem już dziadkiem.

Córka pan Jana z rodziną mieszka u niego. Razem pracują na gospodarstwie, wspierają się. Pan Jan powoli przekazuje obowiązki młodym. Pomógł synom kupić mieszkania, a córce chce przekazać gospodarstwo.
— Są młodzi i pełni energii, niech teraz oni poprowadzą gospodarstwo. Ja będę im pomagał, ale czas też odpocząć — mówi. — Coraz częściej człowiek odczuwa to, że od młodych lat ciężko pracował. Poza tym wychowałem dzieci na dobrych i pracowitych ludzi. Poświęciłem im całe życie, teraz chciałbym mieć czas dla siebie. Kiedy żona odeszła, nie miałem czasu na szukanie przyjaciółki czy partnerki. Od kilku miesięcy spotykam się z panią Krysią. Każdy człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dzieci kibicują naszemu związkowi, bo chcą, żebym był szczęśliwy. Nie szukam przygód, chcę, by moja partnerka po prostu była przy mnie, abyśmy razem spędzali czas, cieszyli się życiem na emeryturze. Marzę, by wyjechać gdzieś na wczasy. Nigdy nie było na to czasu, bo najważniejsza była praca i dzieci. Teraz jest dobry czas na spełnianie marzeń.

Obrazek w tresci

Pan Jan od wielu lat ma pasję, której poświęca każdą wolną chwilę — uwielbia wędkować. To jego odskocznia od szarej codzienności i sposób na odstresowanie. Nad wodą wypoczywa i regeneruje siły.
— Wędkarstwo to moja pasja już od dziecka. Nic nie zastąpi emocjonującego oczekiwania i holowania ryby — przekonuje pan Jan. — Dlaczego wstaję latem o drugiej w nocy, by przywitać świt nad wodą? Zacieram zmarznięte listopadową nocą dłonie w oczekiwaniu na branie miętusa? Dlaczego poświęciłem kawał swojego życia, by poznać charakter ryb wielu gatunków? Dlaczego chciałem się dowiedzieć, gdzie żyją, kiedy żerują i co najbardziej trafia im w gust? Czy tylko po to, by je złowić? Na początku na pewno tak, jednak z czasem obraz wędkarstwa się zmienił. Dla mnie się zmienił, we mnie się zmienił. Moje wędkarstwo samoistnie przeobraziło się. Nie znaczy to, że nie lubię czy nie chcę złowić ryby, wszak to one zawsze będą priorytetem. Z biegiem lat widzę jednak, jak wiele rzeczy obok ryb jest równie ważnych.

Dla jednego szczęście to posiadanie majątku, dużych pieniędzy czy też dobrego samochodu. Pan Jan to człowiek skromny, który nie marzy o bogactwie a tylko o miłości i szczęściu rodzinnym.
— Wiele w życiu mnie spotkało, jednak nie skarżę się na swój los — mówi. — Jestem szczęśliwy, bo moje dzieci wychowałem na dobrych ludzi. Uczciwie pracują, dają mi powody do dumy, mają szacunek do innych ludzi. Cieszę się ich szczęściem. Chciałbym jednak zaznać szczęścia w związku, spełniać swoje marzenia, mieć do kogo się przytulić, wypić rano kawę na tarasie. W moim sercu jest wiele miejsca na uczucie, na miłość. Wierzę, że moje szczęście jest blisko...

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5