Niby lato, a morsy śmigają w... golfie [WYWIAD]

2020-07-15 10:33:48(ost. akt: 2020-07-15 10:37:37)
Nieważne gdzie odbywają się zawody. Paczka #Reset obecna!

Nieważne gdzie odbywają się zawody. Paczka #Reset obecna!

Autor zdjęcia: Krzysztof Piotr Groński

MOTORYZACJA || Wymieszali złoto z kurzem i... rdzą! Załoga Jacek Konieczny-Jarosław Kordek (#Reset Szczytno) sięgnęła 5 lipca w Wykrocie (k. Myszyńca, woj. mazowieckie) po historyczne zwycięstwo w Polskiej Lidze Wraków (kat. PROTO)!
Trzeba przyznać, że jeśli brygada morsów spod szyldu #Reset za coś się bierze, to robi to solidnie. Szczycieńscy specjaliści od kąpieli w przeręblach na przestrzeni ostatnich lat podbijają nie tylko imprezy "zimnolubów", ale i szereg innych wydarzeń rekreacyjnych oraz sportowych. Wydają się być wszędzie: od "delikatnych" biegów charytatywnych po mordercze biegi ekstremalne.

Jednym z najnowszych "koników" #Reset są, nomen omen, konie mechaniczne. Wiekowemu, "uratowanemu przed złomowaniem" golfowi dali drugie życie blisko rok temu (prace naprawcze oraz modernizacyjne odbywały się pod dowództwem doświadczonego "klubowego" mechanika, czyli Krzysztofa Szulca).
W 2019 roku zadebiutowali podczas rajdu w Pasymiu. W kolejnych odsłonach wystartowali pod Biskupcem, pod Łysymi... Za każdym razem, choć uciekali rywalom, to doganiał ich pech.

— Jak to przy Wrak Race. A to na trasie zgubiliśmy chłodnicę, a to padł silnik... — wspomina Jacek Konieczny. Obecnie kierowca, który wcześniej z motoryzacją kojarzony był jednak głównie za sprawą... fenomenalnych zdjęć, które serwował kibicom m.in. z Rajdu Polski.

Obrazek w tresci

Było ostro. Po pierwszych 50 metrach mieliśmy już na masce koła innego auta — mówi Jarosław Kordek; fot. Krzysztof Piotr Groński

W Wykrocie, na Mazowszu, mieli wreszcie dopiąć swego. Jechali więc jak natchnieni od początku imprezy po sam jej koniec. Łatwo nie było, wśród "prototypowców" byli jedną z 33 załóg.

— Występowaliśmy w kategorii PROTO, czyli wśród maszyn, które są "podrasowane", cechuje je dużo modyfikacji. I już w kwalifikacjach poczuliśmy, że idzie nam całkiem dobrze. Początkowe etapy ukończyliśmy na pierwszym miejscu i z niecierpliwością czekaliśmy na finał — mówi Jarosław Kordek.

— Było ostro. Po pierwszych 50 metrach mieliśmy już na masce koła innego auta, które chwilę wcześniej wpadło w spory, ukryty dołek. Mogło wykluczyć nas to z dalszej walki, ale tym razem szczęście dopisało. Szybko wycofaliśmy i ruszyliśmy dalej — dodaje pilot załogi #Reset.

I choć sami wciąż do końca w to nie wierzą, to... udało się. Sięgnęli po pierwsze w historii klubu, "wrakowo-motoryzacyjne" złoto.

Załoga #Reset zdołała uciec rywalom i pechowi, jednak nie zdążyła uciec naszym pytaniom, z którymi stawiliśmy się "na gorąco" chwilę po ceremonii wręczenia nagród.

— Do czterech razy sztuka, co?
Jarosław Kordek: Dokładnie (śmiech). Prawdę mówiąc chyba wciąż nie dociera do nas to, co się wydarzyło. W tak krótkim czasie udało nam się wskoczyć na najwyższy stopień podium, choć na liście startowej nie brakowało wielu zdecydowanie bardziej doświadczonych i utytułowanych załóg. Ktoś pewnie powie, że było nieco mniej załóg m.in. ze względu na sytuację z koronawirusem, ale nas to nie rusza. Cieszymy się, że dopięliśmy swego, nie niszcząc przy tym niemal naszego wysłużonego golfa.

— Wasz pojazd, z tego co widziałem, został solidnie wzmocniony.
— Tak, za co należą się słowa uznania zwłaszcza Krzysztofowi Szulcowi, naszemu nieocenionemu mechanikowi. Spędził kilkadziesiąt godzin na ulepszaniu konstrukcji. Nie musieliśmy bać się wreszcie m.in. o podwozie. Krzysiek pomagał nam niesamowicie także podczas samego wyścigu.
Mając aparat i plakietkę "fotoreporter", mógł być znacznie bliżej trasy. Przy każdym kółku pokazywał nam, na której jesteśmy pozycji. Co więcej, fachowym okiem analizował jak zachowuje się auto. Przekazywał nam jak jechać, by wykluczyć ewentualne usterki, które mogły się pojawić. W efekcie wszystko działało jak należy, dzięki czemu straty były niewielkie: kilka zadrapań i wgnieceń, uszkodzone lusterka... Dość kosmetyczne sprawy.

Obrazek w tresci

Krzysztof Szulc zadbał o to, by golf wreszcie dojechał do mety; fot. Jacek Konieczny

— Pozostając przy kosmetyce: wizualnie też prezentowaliście się nieźle.
— Zadbał o to Jacek. Jest świetnym fotografem, ma żyłkę artystyczną. Chcę jednak podkreślić, że tego sukcesu nie byłoby, gdyby nie wsparcie reszty klubowiczów #Reset. Sami nie zdołalibyśmy tego wszystkiego sfinansować, a przynajmniej byłoby to naprawdę trudne. Z taką ekipą jednak żadne wyzwanie nie wydaje się niemożliwe. To złoto wygraliśmy wszyscy razem.

— Puchar jednak jest jeden. Was w załodze dwóch... U kogo będzie stał?
— To na szczęście nie jest problemem, bo mamy klubową gablotę. Jest tam już sporo trofeów, ten puchar będzie miał miejsce szczególne.

— Jesteś pilotem. Obserwujesz nie tylko trasę, ale i Jacka. Jakim jest kierowcą?
— Bardzo dobrym. Spostrzegawczym, szybkim w reakcji. Dość "tolerancyjnym" w jeździe, stara się nie "kasować" przeciwników, choć innym czasem się to zdarza. Jedzie fair play, lecz za kółkiem pozostaje bardzo stanowczy.

— Gdzie się nie pojawiacie, wspiera Was solidna paczka kibiców...
— To prawda, przy trasie zawsze znajdzie się nieco życzliwych, dopingujących nam dusz. Staramy się być aktywni na wielu polach, więc i znajomych mamy wielu. W Myszyńcu, gdy mieliśmy godzinną przerwę, wykonałem telefon np. do prezesa miejscowego klubu morsów. Dodatkowe "spotkanie" zorganizowaliśmy błyskawicznie, więc jeszcze przed finałem mieliśmy okazję nieco schłodzić się w miejscowym jeziorze. Tylko ta woda była jakaś taka... ciepła.

— Kolejny start niebawem w Pasymiu, czyli jakby "u siebie". Wystarczy miejsca na Waszą ekipę?
— Na pewno będzie nas jeszcze więcej niż "na wyjeździe". Już teraz gorąco wszystkich zapraszam do kibicowania. Po zwycięstwie oczekiwania na pewno wzrosły, ale obiecujemy, że damy z siebie wszystko. Wyciśniemy z golfika co się da (śmiech).

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5