Historyczny triumf Polaków! Srebro Bornholmu "w siatce"! [WYWIAD]

2019-05-10 17:00:00(ost. akt: 2019-05-10 10:50:07)
Wędkarstwo łączy pokolenia!

Wędkarstwo łączy pokolenia!

Autor zdjęcia: archiwum zawodników

— Największy z okazów, które udało się złowić wszystkim załogom, ważył 19,460 kg — mówi Mariusz Nagadowski ze Szczytna, który wraz z załogą Albatrosa wywalczył 24-27 kwietnia srebro jednej z najważniejszych wędkarsko-trollinowych imprezy świata - Bornholm Trolling Master. To historyczny triumf, gdyż polska bandera jeszcze nigdy nie zawisła na duńskiej wyspie aż tak wysoko.
— Gdy rozmawiamy, od kilku godzin trwa sezon na szczupaka. Jakim cudem nie jesteś na wodzie?
— Szczerze? Praktycznie nie pływam za szczupakiem. Jakoś do mnie nie przemawia. Dla mnie naprawdę konkretną, taką "prawdziwą" rybą, jest łosoś. Ewentualnie sandacz. Ich łowienie daje mi znacznie więcej emocji i przyjemności.

— Za łososiem popłynęliście ostatnio na Bornholm. Wasza 4-osobowa załoga złowiła tam nie tylko ryby. W "siatce" wylądowało i srebro.

— Owszem. 24-27 kwietnia rywalizowaliśmy w największej imprezie trollingowej (trolling: metoda poławiania drapieżnych ryb polegająca na ciągnięciu wędką przynęty na żyłce/lince/plecionce za łodzią - przyp. K.K.), czyli Bornholm Trolling Masters. Rozmach jest pokaźny, organizatorzy musieli wykorzystać aż dwa duże porty: Tejn i Allinge. W tej imprezie brałem udział już po raz drugi, choć w zeszłym roku ze zdecydowanie mniej ciekawymi efektami, bo zajęliśmy 54. miejsce.

— Biorąc pod uwagę ogólną liczbę załóg, to i tak było nieźle.
— Niby tak. W tegorocznej edycji wystartowało 420 załóg z całego świata. Najróżniejsze państwa Europy, a także potężna ekipa reprezentantów zza oceanu, np. z USA.

— Cały ten czas spędziliście na wodzie?
— W zasadzie tak. A nawet więcej. Bo choć w środę, ze względu na warunki, nie wypłynęliśmy łowić morze, to w czwartek i piątek łowiliśmy od 7 do 18:30 (ostateczna godzina zdania zawodniczej karty z wynikami - przyp. K. K.), a w sobotę od 6 do 11. Wypadałoby też doliczyć czas, który poświęciliśmy, by dopłynąć na Bornholm i z niego wrócić. Dzień przed imprezą przypłynęliśmy wieczorem z Darłowa (ok. 140 km) do Allinge.

Obrazek w tresci

— Łosoś to bardzo żywotna i waleczna ryba, wymaga od wędkarza dużo sprytu — mówi Mariusz Nagadowski.

— Jak warunki na otwartym morzu?
— Tym razem nie były zbyt ciekawe. Wiało mocno, do tego 3-metrowe fale. Niełatwa przeprawa, ale też i nic, co byłoby dla nas nowością.

— Z jakimi nadziejami płynęliście? Chęć sprawdzenia się czy jednak celowaliście w podium?
— Mieliśmy nadzieję na miejsce w pierwszej 30. Przy większym szczęściu może w pierwszej 10. Patrzyliśmy obiektywnie. Wiedzieliśmy, że przypływa tam cała światowa czołówka...

— ...i to z krajów o znacznie bogatszych tradycjach trollingowych.
— Dokładnie. Poławianie łososi jeszcze 10 lat temu było w Polsce typowo niszowym zajęciem. Pływało ok. 3-4 jednostek. W ostatnich latach dość solidnie się jednak to rozwinęło, pływa ich obecnie już ponad 100. W porównaniu jednak do USA, Duńczyków, Finów.... Nie ma porównania.

— Jednak to wy wyłowiliście srebro. Jaki wynik zapewnił wam 2. miejsce?
— Pierwszego dnia wyłowiliśmy 3 ryby, drugiego 6, lecz tylko 3 liczyły się do klasyfikacji (pod uwagę brane są wyłącznie okazy mierzące powyżej 80 cm). Trzeciego dnia wyłowiliśmy 4 ryby, dzięki czemu udało nam się wyprzedzić o włos Duńczyków i Finów. Dokładnie o 21 punktów, czyli ok. 2 kg.

Obrazek w tresci

— Ile mierzył największy z waszych okazów?
— Największy z okazów, które udało się złowić wszystkim załogom, ważył 19,460 kg. Nasz miał nieco mniej, bo 15,810 kg i był długi na 1,16 m. Siódma ryba zawodów.

— Niezły kolos. Jak długo go wyciągaliście?
— Około pół godziny.

— Krótko. Na jeziorze często dłużej przychodzi walczyć z wyciąganiem lina.
— Wręcz przeciwnie. Pół godziny to i tak było bardzo długo. Przy tym sprzęcie, umiejętnościach i doświadczeniu wypada liczyć to wszystko inaczej. Ale było to pół godziny wielkich emocji. Łosoś to bardzo żywotna i waleczna ryba, wymaga od wędkarza dużo sprytu. To jest w niej najpiękniejsze.

— Ile zabrakło wam do złota?
— Dużo, bo ok. 200 punktów, czyli ok. 20 kg. Amerykanie jednak nie mieli sobie równych w tym roku.

— Jak wytłumaczyć przeciętnemu czytelnikowi czym różni się takie łowienie od tradycyjnego?
— Pierwszą kluczową różnicą jest sprzęt. Jest go bardzo dużo. Normalnie wystarczy w zasadzie wędka i kilka przynęt. My potrzebujemy jeszcze zestawów rozstawiających te przynęty na powierzchni wody po szerokości łódki. Mamy też np. tzw. "windy", które pozwalają na penetrowanie wody przynętami na głębokości do 50 m. Łososia trzeba się naszukać, bo żeruje w różnych partiach wody.

— Czyli nie obejdzie się i bez sondy.
— Tak, jest bardzo potrzebna. Tak jak i nawigacja, radar. Na morzu często pojawia się gęsta mgła i łatwo się w niej zgubić.

Obrazek w tresci

— Czytelnikom wiele może powiedzieć np. żyłka. Na jeziorze średnio używa się średnicy 0,20 m.
— Na morzu nie byłoby z takową czego szukać. Zerwałaby po się przy pierwszej rybie. Używamy żyłki o średnicach od 0,50 mm. A najczęściej jeszcze grubszej, 0,60 mm. Zestawy naturalnie wzmacniane na końcach fluocarbonem.

— Ile kosztuje sprzęt, którym łowi się na Bornholmie?
— To zależy. Taki podstawowy (względnie nowy i względnie dobrej klasy) to koszt ok. 20 tys. zł. Do tego naturalnie dochodzi koszt łódki, ale tutaj różnice potrafią być już gigantyczne. Ceny zaczynają się od ok. 30 tys. zł.

— Tak szczerze.... Ile procent stanowią przy takim łowieniu umiejętności, ile sprzęt, a ile zwykłe szczęście?
— Najwięcej, ok. 40 procent, to umiejętności. Inne elementy też są jednak bardzo ważne. Sprzęt stanowi więc kolejne 30 procent, a resztę szczęście.

— To wasz największy triumf w karierze?
— Zdecydowanie. Zresztą nie tylko nasz, bo i w całej trollingowej historii Polski. Do niedawna największym polskim triumfem było złowienie na Bornholmie największej ryby przez Andrzeja Zduna. Choć, teoretycznie, wynik nie był zaliczony dla Polaków, bo Andrzej płynął wówczas pod banderą Ukrainy. Teraz to nasz sukces jest na szczycie. I myślę, że jeszcze długo nie zostanie przez nikogo pobity. Choć będziemy robić wszystko, by go poprawić. No i oczywiście życzymy powodzenia i innym naszym rodakom.

— A wcześniej? Co było waszym największym triumfem?
— Startowaliśmy głównie w nieformalnych mistrzostwach Polski, które organizowane są na Helu. Średnio udział bierze tam ok. 35 jednostek. Na podium jednak się jeszcze nie przebiliśmy. Przylgnęło do nas 4. miejsce.

— Łowisz w załodze z Radosławem Żebrowskim, Kubą Gackowskim (z Warszawy) i swoim synem Michałem. Wielu twierdzi natomiast, że wędkarstwo to sport indywidualistów.
— Nie w tym przypadku. Na morzu, zwłaszcza przy większych rybach, musi być wzorowa współpraca. To już za poważne ryby, by wyciągać je w pojedynkę. Każdy ma swoje określone zadanie i od sprawnego jego wykonywania zależy to, czy cała załoga będzie mogła liczyć na sukces. Z tą załogą dobrze się znamy, możemy sobie ufać.

— Nie wychwalasz załogi przypadkiem dlatego, że wkrótce będzie czytać ten wywiad?
— (śmiech) Nie, nie. W żadnym wypadku. Po prostu mówię jak jest.

— Wiem, że w wędkarstwie nie chodzi o rekordy. Ale zapytam: jakie największe sztuki wyłowiłeś w karierze?
— Największa ryba mierzyła dokładnie 1,22 m i ważyła ponad 19 kg. Walczyłem z nią również ok. pół godziny.

— To i z drugiej strony. Był jakiś okaz, którego wyholować się nie dało i... nawiedza cię teraz po nocach?
— Było ich kilka. W tym roku mieliśmy dwa takie brania. Po chwyceniu przynęty ryby były tak silne, że wyciągnęły nam całą żyłkę. Nie wytrzymał i fluocarbon, zwyczajnie pękł. Nie było szans, by je wyciągnąć. Trudno oceniać je tak bez mierzenia i ważenia, ale szacujemy, że spokojnie miały powyżej 19 kg.

— Wróćmy na Mazury. Masz tu jakieś ulubione miejsce do wędkowania?
— Raczej nie. Czasem oczywiście posiedzę ze spławikiem czekając na lina czy pomacham spinningiem za okonkiem. Ale - tak naprawdę - to bardziej "moczenie kija" niż łowienie. Niewiele wędkuję na Mazurach. Jeżdżę dwa razy w roku do Szwecji, na sandacza...

— Czego brak naszym wodom?
— Szczerze? Ryb. Po prostu. W większości są puste. Przetrzebione przez rybaków, spółki rybackie.

Obrazek w tresci

— Zadam więc chyba najdrażliwsze z pytań, które w Polsce można zadać wędkarzowi. Jaki jest twój stosunek do Polskiego Związku Wędkarskiego?
— Ech... Szkoda gadać. Nie należę do PZW. W sumie to nie chcę się zbytnio wypowiadać na ich temat. To skostniały układ. Niby wszystko się zgadza, a chyba każdy w Polsce widzi, że środki mające iść na zarybianie... jakby się gdzieś rozpływały. Niestety tak to działa...

— ...że nie działa? A jest szansa, że się to zmieni?
— Bardzo bym tego chciał, ale przestaję już w to wierzyć. Marzy mi się, by obowiązywał u nas np. system szwedzki. Każdy powiat administrowałby swoimi jeziorami. Każdy z nich miałby swój ośrodek zarybieniowy i każdemu z nich zależałoby, by we własnym zakresie rozwijać turystykę. Bo jeśli wszystko jest tak scentralizowane, to nikogo najwyraźniej nie interesuje co się dzieje w małych miejscowościach. Czy są ryby w danym jeziorze? Kogo to obchodzi w "centrali"?

— By zakończyć nieco optymistyczniej: kiedy spodziewać się kolejnego startu waszej załogi?
— Na pewno w przyszłym roku wrócimy na Bornholm. Obowiązkowo. W międzyczasie są i inne zawody, choć już o mniejszej randze, np. w Szwecji. Jednak jeszcze nie mieliśmy czasu, by przedyskutować tę kwestię...

— Przedłużyło się świętowanie srebra?

— Nie (śmiech). W sumie dopiero teraz do nas tak naprawdę dociera to, co udało nam się wywalczyć. Na Bornholmie byliśmy zbyt zmordowani, by świętować. Myśleliśmy tylko i wyłącznie o tym, by wreszcie się wyspać. Mały "szampan" miał miejsce już w Polsce, na Helu. Ale bardzo symboliczny. Wzywało i życie prywatne, i zawodowe.


Obrazek w tresci



Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. toż to #2730008 | 89.228.*.* 10 maj 2019 17:30

    zbrodnia na przyrodzie

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. gos #2730028 | 88.156.*.* 10 maj 2019 18:04

      Człowiek , to R a K przyrody!!! Oczywiście nie obrażając RakÓW !!

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz

    2. mk2 #2730053 | 79.184.*.* 10 maj 2019 18:40

      Rozumiem, że pan złowił rybę i się cieszy, ale tytuł "historyczny triumf Polaków" pasowałby raczej do artykułu o bitwie pod Wiedniem...

      odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. MM #2730203 | 89.228.*.* 11 maj 2019 00:18

        przeciez to loteria

        odpowiedz na ten komentarz

      2. Kolo #2730220 | 83.9.*.* 11 maj 2019 06:28

        Najlepsza ryba , mięso delikatne, soczyste....

        odpowiedz na ten komentarz

      Pokaż wszystkie komentarze (6)
      2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5