Rafał Kot: Nie jestem żadnym cyborgiem...

2019-04-19 15:18:51(ost. akt: 2019-05-03 15:19:44)

Autor zdjęcia: archiwum zawodnika

BIEGI/// Malowniczy Labin w Chorwacji w miniony weekend po raz kolejny ugościł najlepszych górskich ultramaratończyków z całej Europy. Wśród nich, po raz drugi, nie zabrakło i Rafała Kota. Szczytnianinowi nie udało się jednak pobić rekordu.
Odhaczając w zeszłym sezonie triumf za triumfem, popularny "Góral z Mazur" zawędrował na listę startową kultowego już cyklu 100 Miles of Istria. W konfrontacji z ok. 300-osobową elitą biegaczy ze Starego Kontynentu zajął wówczas 143. miejsce. Stosunkowo wysoką lokatę zapewniło mu pokonanie 168 km (trasa wiodąca przez górskie szczyty, prawie 7 tysięcy metrów przewyższenia) w niecałe 34 godziny. Taki wynik - i to w debiucie - zrobił piorunujące wrażenie. Tym bardziej, że blisko 1/4 rywali (z których żaden nie był z tzw. "pierwszej łapanki") w ogóle nie dotarła do mety.

Początek tegorocznego podejścia do 100 Miles of Istria zapowiadał się równie emocjonująco. — Tempo było mocne, ale czułem się w nim zupełnie komfortowo. Na podbiegach szło mi rewelacyjnie, aż sam się dziwiłem.

Stopniowo piąłem się do góry w klasyfikacji — wspomina Rafał Kot. Jak się jednak okazało, były to "dobre złego początki". — Na zbiegach, już od ok. 20. kilometra, mięśnie czworogłowe uda najpierw nie pozwalały mi się rozpędzić, a później stopniowo coraz bardziej zaczynały boleć i przechodzić w skurcze (..). O sobie dawał znać też i śnieg. W ciągu doby napadało go za kostki, co dla wielu zawodników ze świata było małą niespodzianką — dodaje szczytnianin.

— Na 42. kilometrze zdecydowałem się zejść z trasy. Była to trudna decyzja. W końcu był to mój pierwszy DNF (did not finish/nie ukończył - przyp. K. K.) w biegowej karierze. W zasadzie mogłem skończyć ten bieg, ale kolejne 130 km byłoby po prostu męczarnią, grożącą poważną kontuzją. Nie chciałem ryzykować "zawalenia" kolejnego sezonu. Jak widać, jednak nie regeneruję się tak szybko. Nie jestem cyborgiem czy supermenem... jak niektórzy sugerowali. Ostro trenuję, na startach daję z siebie wszystko. Jak każdy potrzebuję jednak najwyraźniej odpoczynku i odpowiedniej regeneracji. To było ryzyko, z którym liczyłem się podejmując decyzję o starcie w Chorwacji ledwie tydzień po mistrzostwach Polski w biegu 24-godzinnym — mówi "Góral z Mazur", który 6 kwietnia we wspomnianej imprezie "wybiegał" w Supraślu 5. miejsce w kat. OPEN (uzyskał wynik 237 kilometrów; rok wcześniej wystarczyłby mu, by zgarnąć tytuł mistrza Polski).

Nasz biegacz, choć oddalony o ponad tysiąc kilometrów od swojej "małej ojczyzny", w tym niełatwym dla siebie momencie mógł liczyć tradycyjnie na solidne wsparcie ze strony rozrastającej się stale grupy przyjaciół i kibiców. — Ogromnie dziękuję wam za wszystkie słowa otuchy. To było i jest bardzo, bardzo miłe — podsumowuje Rafał Kot.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5