Nawiedził nas ekstremalny tajfun! Morsy nie brały jeńców!

2019-05-03 09:30:00(ost. akt: 2019-05-04 08:07:32)

Autor zdjęcia: Jacek Konieczny

Na tę chwilę miłośnicy ostrego wycisku czekali niemal cały rok. 27 kwietnia, już po raz czwarty, przez Szczytno przeszedł "sportowy tajfun" w postaci Ekstremalnej Trójki. Sztandarowa impreza miejscowego klubu morsów #Reset ponownie zgromadziła na swej liście startowej setki uczestników z najróżniejszych stron Polski. Zostali "przeczołgani" tradycyjnie, w czym pomógł szereg nowych przeszkód.
Do dyspozycji śmiałków (łącznie wystartowało ich ponad 320) organizatorzy oddali łącznie dwie trasy. Pierwsza z nich utworzona została z myślą o najmłodszych. Maluchy nie miały jednak "taryfy ulgowej", bo cały dystans ulokowany m.in. na orliku także najeżony był przeszkodami. Mimo ekstremalnego charakteru biegu, rodzice mogli być jednak spokojni o swoje pociechy. Trasa była przygotowana tak, by zminimalizować jakiekolwiek ryzyko, a nad całością czuwali instruktorzy.

Prawdziwa wojna rozegrała się jednak na głównej trasie, wiodącej m. in. przez wody i piaski miejscowej plaży czy ruiny słynnego szczycieńskiego zamku. By móc zameldować wykonanie zadania, trzeba było trzykrotnie uporać się wcześniej z 1-kilometrową trasą (łącznie 60 przeszkód).

Najszybciej z "trójką" poradził sobie Artur Kozłowski ze znanego w "ekstremalnych" kręgach zespołu Husaria Race. Srebro zgarnął Miłosz Wdowiak (Nidzica Biega), natomiast brąz przypadł w udziale Mateuszowi Samselowi (PSP Szczytno)

Wśród pań na najwyższy stopień podium wskoczyła Marlena Gielata (KPP Szczytno), druga była Aneta Kochańska (#Reset Szczytno), a trzecia - Maja Parzych (Parzych Team).

Gdy trasę ukończyli ostatni zawodnicy, swój uroczysty bieg rozpoczęli organizatorzy z #Reset. W potężnym gronie sprawnie rozprawili się z kilometrową pętlą, czym uczcili pamięć swego zmarłego kolegi - Tomasza "Komara" Komorowskiego.

I choć na prestiżowym "pudle" - względem ubiegłego roku - było dużo zmian, to... jakichkolwiek zmian nie było na gruncie charytatywnym. Tradycją stało się już bowiem, że szczycieńscy organizatorzy imprez sportowych poświęcają dużo uwagi potrzebującym, zwłaszcza młodszym.

Do specjalnie stworzonej puszki kwestarskiej tym razem trafiło 1620 zł, które z pewnością pomogą w leczeniu i rehabilitacji małej (lecz wielkiej!) wojowniczki - Julii Buczko. W tym roku pod sztandarem #Reset udało się zgromadzić zatem 2980,72 zł. Przypomnijmy, że na "trójbój" morsów złożył się Andrzejkowy Bieg Morsów (774,40 zł) oraz Walentynkowy Piknik Morsów (586,32 zł).

— Przeszło 320 osób. Dobry wynik?
— Tak, zdecydowanie. Limit wśród dorosłych, którzy rywalizowali na głównej trasie, wynosił 200 osób. Pakiety startowe rozeszły się dość szybko. Docierały do nas prośby, byśmy nieco tę grupę rozszerzyli. Tym, co nas cieszy szczególnie, jest jednak duże zainteresowanie wśród dzieciaków. Jeśli tylko dalej będą miały takie "parcie" na biegi ekstremalne, to wkrótce pewnie zaczną przeganiać na głównej trasie swych rodziców.

— Czujecie, że impreza na dobre wpisała się już w krajobraz Szczytna?
— Wypadałoby zapewne zapytać samych miejscowych uczestników i kibiców, których tradycyjnie nie zabrakło wzdłuż trasy. Z tego co słyszałem, inicjatywa przypadła im do gustu. Osobiście natomiast nie wyobrażam sobie już w tej chwili Szczytna bez Ekstremalnej Trójki.

— Ile ta edycja kosztowała was pracy? Kiedy rozpoczęliście te "właściwe" przygotowania?
— Za końcową fazę przygotowań można uznać... cały ostatni tydzień. Był pełen ciężkiej pracy. Zadań było dużo i nie udałoby się ich zrealizować, gdyby nie mocne zaangażowanie ze strony solidnej grupy klubowiczów #Reset, władz starostwa i miasta...

— ...włodarze widzą potencjał w tym wydarzeniu?
— Myślę, że tak. A na pewno powinni (śmiech). Szczytno jest coraz lepiej widoczne na sportowej mapie Polski. I to nie tylko dzięki Ekstremalnej Trójce, ale i serii innych imprez, jak choćby te, które organizuje klub biegacza Jurund.

— Wasza trasa nie należy do najdłuższych. Ledwie kilometr. A mimo to i tak przyjeżdżają tu setki zawodników z różnych stron Polski. Co ich ciągnie do Szczytna?
— Trasa być może i jest krótka, ale gwarantuje solidny wycisk. Cały czas coś się dzieje, nie ma nudy, z jednej przeszkody wskakuje się w kolejną. W innych, jak np. Runmageddonie, na 6 kilometrach bywa np. 30 przeszkód. U nas, na 3 kilometrach (uczestnicy pokonują trasę 3-krotnie - przyp. K. K.) jest ich ponad 60.

— Sztandarową z przeszkód jest tzw. "hooligan", czyli skakanie po samochodach. Skąd bierzecie te auta? Raczej nie parkujecie na trasie własnych.
— Czasem bywa właśnie tak. Mój samochód trafił w tym roku na trasę dla maluchów...

— I mam uwierzyć, że pozwoliłeś im po nim skakać?
— Akurat ta przeszkoda polegała na czołganiu się pod nim. Wszędzie pełno piachu, dzieciaki wychodziły zmęczone i umorusane jakby schodziły z szychty w kopalni. Ale także z uśmiechami od ucha do ucha.

— Co z pozostałymi samochodami? Nie wyglądały na przesadnie sprawne.
— Odkąd zdecydowaliśmy się tylko na tę przeszkodę, wspiera nasze przedsięwzięcie zaprzyjaźniona firma posiadająca niemałą liczbę takich "wraków". Zawsze jest w czym wybierać.

— Jedną z nowości był jednak imponująco wyglądający TIR. Niełatwo było się przez niego przedrzeć.
— Tę przeszkodę udało się nam akurat zorganizować dzięki innemu z naszych dobrych znajomych, Tomaszowi Drozdowi, którego firma transportowa została naszym kluczowym sponsorem. Ten TIR był dużym zaskoczeniem dla wszystkich uczestników. Sami, choć startowaliśmy w dziesiątkach (jeśli nie setkach) biegów ekstremalnych, też się nigdy z czymś takim nie spotkaliśmy. Jak tak teraz myślę, to wydaje mi się, że sukces naszej imprezy tkwi właśnie w tym, że mamy dużo aktywnych, chętnych do pomocy przyjaciół...

— Tzn?
— Dwa lata temu jako morsy cieszyliśmy się, że "pogoda nie dopisała". Było zimno, wiało... Nic tylko wskoczyć do przerębla. Od strony organizatorskiej był to natomiast malutki problem, bo część uczestników warunki nieco zniechęcały. Rok temu niektórzy marudzili natomiast, że było "za ciepło". Tym razem też zapowiadano upał, więc... z ciekawym pomysłem wyszedł nasz klubowy kolega - Wojciech Umiński, który mocno działa w OSP Trelkowo. Dzięki jego zapałowi udało się nam pozyskać wóz strażacki, którego armatka wodna z jednej strony chłodziła uczestników, a z drugiej - "pozytywnie utrudniała" im pokonywanie trasy. Było przy tym sporo śmiechu i jeśli tylko będzie taka możliwość, to chętnie widzielibyśmy strażaków na trasie w kolejnych edycjach.

— Pamiętam, że gdy w zeszłym roku ruszaliście z torem dla maluchów, były obawy czy ich rodzice pozwolą im na nim szaleć. Temat już nieaktualny?
— Obawy to może zbyt wielkie słowo, ale niektórzy faktycznie się nieco wahali. Ale to tylko dlatego, że nie wiedzieli o co chodzi. Bo skoro dorośli czołgają się utaplani w błocie pod drutem kolczastym... Można się wahać. W każdym razie - rodzice już zdążyli się przekonać, że całość jest dobrze i bezpiecznie pomyślana, a nad wszystkim czuwają ponadto animatorzy i instruktorzy. By wziąć udział w kategorii KIDS przyjeżdżają obecnie liczne grupy także z innych miast. Kilkunastoosobową ekipę maluchów zebrał w tym roku np. Tomasz Kalinowski z Mrągowa, który organizuje "za miedzą" coraz słynniejszy już w regionie Bieg Tygrysa. Jego "Power Rangersi" świetnie radzili sobie z naszymi przeszkodami.

— Ekstremalna Trójka była także oficjalnym zakończeniem sezonu morsowego. Co morsy zamierzają robić latem?

— Na pewno nie będziemy latać na plażę z wiadrami wypełnionymi lodem (śmiech). Skupimy się na biegach ekstremalnych. I tymi bliższymi, i tymi w dalszych zakątkach Polski. Na początku maja część z nas zmierzy się w Ełku z Runmageddonem. Nieco później - obowiązkowo - wystartujemy w Maratonie Juranda (ten, kto nie będzie czuł się na siłach pokonać ok. 42 km, pobiegnie w Dyszce Jurandówny). Będzie się działo. To więcej niż pewne.. Klub #Reset tworzą ludzie, którym trudno usiedzieć spokojnie w jednym miejscu.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5