Obraziłem się na Boga i świat

2019-04-27 16:28:03(ost. akt: 2019-04-26 12:34:55)

Autor zdjęcia: Pixabay

Kiedy zmarł Michałowi syn, zawalił mu się świat. Dopiero gdy sam przeżył wypadek, dotarło do niego, że zapomniał, co w życiu jest najważniejsze. Dziś patrzy na świat z wysokości wózka i żałuje, że tak późno zrozumiał, że życie nie kręci się tylko wokół niego.
Myślałem, że z życia należy brać całymi garściami, nie patrzeć wstecz, bawić się i nie zważać na to co myślą i czują inni — opowiada Michał. — Dopóki byłem sprawny i miałem pieniądze, mogłem mieć wszystko. Dziś, gdy sam potrzebuję pomocy w codziennych czynnościach, mogę liczyć tyko na tych, których kiedyś skrzywdziłem...

Michał ma dziś 42 lat. Od ponad 4 lat porusza się na wózku inwalidzkim. W wyniku wypadku samochodowego stał się osobą niepełnosprawną. Mieszka w Elblągu wraz z żoną i rodzicami. To oni walczyli przez wiele miesięcy o jego życie.
— Obudziłem się dopiero w szpitalu, zobaczyłem przy swoim łóżku żonę i rodziców... Tak naprawdę nie wiedziałem co się stało — wspomina Michał. — Nigdy tak nie cieszyłem się, że ktoś jest przy mnie, jak wtedy. Zastanawiałem się tylko, dlaczego są przy mnie. Nigdy nie byłem dobrym mężem, ojcem czy synem. Nie zasługiwałem na ich pomoc i miłość. Dopiero w szpitalu zrozumiałem, jakim byłem egoistą i jak bardzo skrzywdziłem swoich najbliższych.

Michał jest jedynakiem, oczkiem w głowie swoich rodziców. Kiedy skończył studia, podjął pracę jako przedstawiciel handlowy. Podczas jednego z wyjazdów w Fromborku poznał Kasię, dziewczynę, która zawładnęła jego sercem. Rok później wzięli ślub, zamieszkali w domu, który był prezentem ślubnym od rodziców Michała. Byli bardzo szczęśliwi. Do pełni brakowało im tylko dzieci. Kiedy trzy lata później okazało się, że Kasia jest przy nadziei, Michał szalał z radości.

— Spełniło się moje największe marzenie — opowiada. — Kiedy otworzyłem małe pudełeczko, a w nim znalazłem malusieńkie skarpetki dziecięce, myślałem, że oszaleję ze szczęścia! Od razu zadzwoniłem do rodziców, by obwieścić im radosną nowinę, że zostaną dziadkami. Niestety, szybko okazało się, że ciąża jest zagrożona. Maciuś urodził się w 26 tygodniu ciąży. Dopiero po tygodniu od porodu mogliśmy go wziąć na ręce. Przez pierwsze tygodnie życia malucha mogliśmy z nim spędzać tylko kilkadziesiąt minut dziennie. On był taki maleńki. Nie można go było dotknąć. Nie mogliśmy go nawet wycierać, tylko delikatnie dotykać jego skóry. Była taka krucha. Pierwsze uczucie? Ogromny strach i silna miłość. To przecież moje dziecko, chciałem, by wiedziało, że jestem przy nim.

Rodzice i dziadkowie szaleli z rozpaczy. Nie poddawali się jednak i szukali ratunku u różnych lekarzy. Maciuś nie potrafił oddychać, zdiagnozowano u niego niewydolność nerek, niewydolność wątroby, później zapadł na sepsę, na zapalenie płuc, wystąpiły problemy z wydalaniem, chłopiec miał mikrowylewy do mózgu. Najbliżsi mogli tylko modlić się o cud.

— Byliśmy u małego codziennie. Patrzyliśmy na jego maleńkie ciałko i przygniatał nas ciężar bólu i strachu o jego życie. Czuliśmy ogromną bezsilność. — wspomina Michał. — Pewnego dnia odebrałem telefon. Nasz malutki aniołek zasnął na wieki. Pogrzeb i pierwsze miesiące po śmierci synka pamiętam jak przez mgłę. Zacząłem szukać zapomnienia w imprezach ze znajomymi, w towarzystwie innych kobiet. Obraziłem się na Boga i najbliższych. Starałem się jak najmniej czasu spędzać w domu, jak najrzadziej patrzeć na coraz to smutniejszą żonę, jej łzy. Nie pomagały też tłumaczenia rodziców. Uważałem, że tylko ja cierpię, bo mój syn zmarł. Przez kilka lat żyliśmy obok siebie. Nawet w święta pojawiałem się na chwilę w rodzinnym domu i uciekałem, żeby nie słuchać wymówek.

Był rok 2015, kiedy Michał dostał pozew o rozwód i list, w którym Kasia pisała, że wciąż go kocha, jednak nie chce tak dalej żyć. Rozprawa wyznaczona została na czerwiec.

— Ja też ją kochałem na swój sposób, ale nie umiałem pogodzić się ze śmiercią dziecka — mówi. — Wydawało mi się, że rozwód będzie dobrym rozwiązaniem.
Dwa tygodnie przed terminem rozprawy rozwodowej Michał miał wypadek. Trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Lekarze długo walczyli o jego życie. Niestety, okazało się, że już nigdy nie będzie mógł chodzić.

— Kiedy 4 lata temu miałem wypadek samochodowy, myślałem, że już nigdy samodzielny nie będę — wspomina. — Gdy w szpitalnej sali ktoś przyprowadził do mojego łóżka wózek inwalidzki, odwróciłem się do niego plecami. Myślałem, że przeleżę tak całe życie. Przy moim łóżku codziennie czuwali rodzice i Kasia. Nie chciałem z nimi rozmawiać. Wstydziłem się, że byłem dla nich taki niedobry. Mama cały czas głaskała mnie po rękach i mówiła, że wszystko będzie dobrze. Nie wierzyłem w to, po raz kolejny obraziłem się na Boga.

Michał przeszedł kilkumiesięczną rehabilitację i wrócił do domu. Tu czekała na niego niespodzianka: żona Kasia postanowiła mu pomóc i dać kolejną szansę. To dzięki niej Michał uwierzył, że jego życie się nie skończyło. Znów nauczył się cieszyć z każdego nowego dnia. Do rozwodu nie doszło.

— Na nowo zakochałem się w Kasi — wyznaje. — Zmarnowałem kilka lat nie tylko swojego życia, ale i najbliższych mi ludzi, którzy w trudnych chwilach mnie nie zostawili.

Michał i Kasia często odwiedzają grób swojego synka. Chcieliby, by ich dom rozbrzmiewał tupotem stóp i śmiechem dzieci. Mają już plan na wspólne życie: chcą zaadoptować przynajmniej dwójkę maluchów.

— Chcielibyśmy dać szczęście jakimś dzieciom, które potrzebują miłości — mówi Michał. — To nasze największe marzenie. Wiele zrozumiałem i chciałbym być dobrym mężem i odpowiedzialnym ojcem. Bóg pogroził mi palcem i pokazał, że nie wszystko kręci się wokół mnie. Dziś to wiem. Śmierć mojego syna nie była niczyją winą. Jeśli Bóg obdarzy nas jeszcze potomstwem to będziemy szczęśliwi, jeśli nie, to jest tyle dzieci, które czekają na miłość... A mamy jej bardzo wiele...

Joanna Karzyńska

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Pat #2723859 | 88.156.*.* 27 kwi 2019 22:10

    Czy osoby na wózkach mogą adoptować dzieci?

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Madry Ty Nie Byles . #2723891 | 84.146.*.* 28 kwi 2019 01:33

    Zostawcie Boga w Spokoju , Cieszcie sie wszyscy z tego zycia oraz korzystajcie z nigo , bo nikt z nas nie wie ile nam wszystkim jeszcze jego pozostalo , znam takich co byli bardzo obrazeni na Boga , To juz od nas odeszli na zawsze ,A ten Facet ktory opisoje swoja opwiesc , To niech sie cieszy ze jeszcze zyje , oraz niech korzysta z swojego zycia , z tym ze przezyl jeden wypadek samochodowy to tylko dzieki Bogu !

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. cvb #2723959 | 176.221.*.* 28 kwi 2019 10:30

      Bla bla bla

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5