Przegrałam swoje życie

2019-03-17 15:33:18(ost. akt: 2019-03-17 15:38:18)

Autor zdjęcia: pixabay

W życu nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli. Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Czasem trzeba "stanąć na krawędzi", by się ocknąć. - Gdy okazało się, że mam HIV zrozumiałam, że przegrałam swoje życie - mówi Monika.
Monika ma 37 lat i za sobą wiele lat, które chciałaby wymazać z pamięci. Nigdy nie była grzeczną dziewczynką, od dziecka krnąbrna, uparta, wyrosła na osobę, która nie liczyła się z nikim i niczym. Nawet z własnymi rodzicami i rodzeństwem.

- Byłam trudnym dzieckiem, nawet nie wiem skąd to się wzięło - opowiada Monika. - Już jako dziecko niszczyłam rodzeństwu zabawki, podkradalam mamie pieniądze z portfela, potrafiłam nawyzywać nauczyciela i wyjść z lekcji. Wszystko robiłam "na przekór". Satysfakcję przynosiły mi łzy innych osób, złość rodziców i bezsilność. Nie pomagały kary, rozmowy, tłumaczenia. Żyłam swoim życiem. Skończyłam tylko szkołę podstawową, bo do średniej ne chciało mi się chodzić. Wolałam włóczyć się z kolegami po ruinach, przesiadywac na molo, albo czasem udać się z nimi na jakiś "włam", żeby miec kasę na alkohol i narkotyki.

W wieku 21 lat Monika wyjechała do Warszawy, tam poznała starszego mężczyznę, który w ramach sponsorigu wynajął jej mieszkanie i utrzymywał ją. Dziewczyna musiała być na każdy jego telefon w domu. Kiedy się nudziła wychodziła do lokali, gdzie poznała wiele osób, które podobnie jak ona, żyły w takich związkach. Były tam nie tylko kobiety ale też wielu mężczyzn, młodych chłopaków, którzy żyli w związkach z mężczyznami za pieniądze.

- W Warszawie poczułam się jak ryba w wodzie, tam czułam się wolna, bez kontroli rodziców i przykrych spojrzeń mieszkańców - opowiada. - Bylam anonimowa i robiłam to co chciałam i z kim chciałam. I wydawało mi się, że nic tego nie zmieni... Pewnego dnia okazało się jednak, że jestem w ciąży. Mój sponsor się wkurzył i wyrzucił mnie z mieszkania. Znajomi szybko odwrócili się ode mnie, gdy okazalo się, że jestem w potrzebie...

Monika wróciła do Szczytna. Rodzice przyjęli ją pod swój dach i obiecali pomoc w wychowaniu dziecka. Urodziła synka, Mateuszek przyszedł na świat jako wcześniak. Niestety narodziny syna nie wzbudziły w Monice instynktu macierzyńskiego i dziewczyna zostawiła chłopca. Wróciła do Warszawy.

- Nie mogłam zostać z synem, bo wszystko mnie w nim denerwowało, jego płacz, to że trzeba bylo go przebierać... - wspomina. - Nie wiedziałam czym matka się tak zachwyca patrząc na niego. Wolałam go zostawić i uciec. Zaczęłam żyć tak jak przed porodem: imprezy, narkotyki, przygodni mężczyźni... Tak przeleciało kolejnych kilkanaście lat życia. Aż pewnego dnia zasłabłam na ulicy, karetka zabrała mnie do szpitala. I tam lekarz powiedział mi, że jestem nosicielem HIV. Od dwóch lat wiem, że jestem zakażona HIV i nie potrafię się z tym pogodzić… Nie wiem, kto mnie zaraził. W sumie teraz to już nie jest ważne...

Kiedy okazało się, że jest zakażona, wyawało jej się, że jej świat się skończył. W punkcie spotkała jednak cudowne osoby, które tłumaczyły jej, że dzisiaj HIV to nie jest choroba śmiertelna, że to choroba przewlekła. Mówiły, że z tym można żyć, że leczenie w dużym stopniu ogranicza wpływ wirusa na organizm. Jednak Monika była przekonana, że czeka ją już jedynie śmierć.

- Przyjechałam do rodziców, przeprosiłam ich. Wiem, że to nic nie zmieni... Najgorsze jednak jest to, że mój obecnie 14-letni syn nie chce nawet ze mną rozmawiać - mówi ze smutkiem. - Rozumiem go, ale chciałabym żeby mi kiedyś przebaczył. Skrzywdziłam nie tyko swoich najbliższych ale i siebie, bo dziś jestem wrakiem człowieka. Myślę o śmierci, bo chyba byłaby dla mnie wybawieniem. Teraz jednak zaczęłam pisać pamiętnik, chciałabym, żeby syn po mojej smierci go przeczytał. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Byłam głupia, bo chciałam łatwego wesołego życia. Za swoją głupotę trzeba ponosić konsekwencje. Moje są gorsze niż więzienie... czekanie na śmierć...

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5