Dziękuję za to, że was mam!

2019-03-09 17:00:00(ost. akt: 2019-03-09 12:31:20)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Po 48 latach dowiedziała się, że została adoptowana i że ma jeszcze trójkę rodzeństwa. Rodzice adopcyjni bardzo ją kochali. Mama tuż przed śmiercią wyznała jej prawdę. Kobieta odnalazła siostrę i braci. Dziś są szczęśliwą rodziną
Moja mama w szpitalu tuż przed śmiercią powiedziała mi, że jestem adoptowana — opowiada pani Agnieszka. — To był dla mnie szok — nie kryje. — Nigdy nie podejrzewałabym, że w wieku prawie 50 lat mój świat przewróci się do góry nogami. Wydawało mi się, że takie historie dzieją się tylko w filmach, a okazało się, że spotykają też zwykłych ludzi.

Pani Agnieszka ma 49 lat i mieszka w Działdowie. Tu chodziła do przedszkola, tu skończyła szkołę podstawową i średnią. Tu także poznała swojego męża, urodziła dzieci i tu od wielu lat pracuje jako sprzedawca.
Pani Agnieszka pamięta, że zawsze była ukochanym dzieckiem swoich rodziców, którzy gotowi byli jej nieba przychylić.

— Darzyli mnie wielką miłością. Wiedziałam, że zawsze mogę na nich liczyć, wspierali mnie i zapewniali bezpieczeństwo — opowiada. — Opatrywali obite kolana, pojawiali się na wszystkich szkolnych przedstawieniach, martwili się na egzaminach i zawsze kibicowali mi w realizowaniu moich marzeń. Nigdy nie krzyczeli, nie narzucali swojego zdania, spokojną rozmową tłumaczyli mi jak rozwiązać trudne życiowe problemy.

Dwa miesiące po ślubie pani Agnieszki zmarł jej tata. Miał zaledwie 43 lata. Niestety zawał był tak rozległy, że mimo natychmiastowej pomocy mężczyzny nie udało się uratować. Matka z córką długo nie mogły dojść do siebie, na każdym kroku brakowało im pana Tadeusza. Przez pierwsze miesiące siadały z albumem w ręku i wspominały chwile spędzone razem.
— Tata był dla mnie wzorem mężczyzny — wspomina pani Agnieszka. — Potrafił znaleźć rozwiązanie każdego problemu, zawsze mówił, że o marzenia trzeba walczyć, a obrane cele realizować. Dzięki niemu miałam piękne dzieciństwo i młodość. Pamiętam, jak przyniósł mi na ósme urodziny pieska, o którym marzyłam. Jak chodził ze mną na spacery i zbierał kwiaty do plecionych przeze mnie wianków. Był moim powiernikiem. Jego śmierć zasmuciła mnie bardzo.

Jednak życie toczyło się dalej. Pustkę w domu zapełniła moja córka, która urodziła się dwa lata po śmierci taty. Nasz dom znów napełnił się radością, śmiechem i tupotem nóżek.
Na świat przyszła jeszcze dwójka dzieci pani Agnieszki. Nic nie mąciło rodzinnego szczęścia. Kiedy dzieci poszły do szkoły, pani Agnieszka wróciła do pracy w sklepie. Mąż pracował w zakładzie naprawy pojazdów. Mama kobiety wciąż była bardzo aktywna, pracowała, udzielała się też społecznie. Dwa lata temu zaczęła mieć silne bóle głowy i brzucha. Początkowo kobieta bagatelizowała chorobę. W końcu ból stał się nie do zniesienia. Kobieta znalazła się w szpitalu. Wtedy okazało się, że ma nowotwór.

— To były da nas trudne chwile. Mama z dnia na dzień gasła w oczach — mówi pani Agnieszka. — Znaleźliśmy dla niej miejsce w klinice w Warszawie, ale choroba była już tak zaawansowana, że tylko cud mógł ją uratować.
Rodzina odwiedzała panią Krystynę tak często, jak tylko mogła. Pewnego dnia kobieta poprosiła córkę, żeby zabrała ją ze szpitala. Czuła, że nie ma dla niej ratunku. Swoje ostatnie dni chciała spędzić z najbliższymi.

— Musiałam ją zabrać do domu. Wzięłam w pracy urlop i opiekowałam się nią — opowiada. — Pewnego dnia obudziła się taka radosna, mówiła, że nic ją nie boli. Poprosiła mnie, żebym wyprowadziła ją na taras. Był koniec kwietnia 2018 roku, piękne słoneczko świeciło, a na drzewach pojawiły się zielone pąki. Wtedy powiedziała mi, że przed 47 laty podjęła z tatą najlepszą decyzję w życiu — adoptowała mnie. To był dla mnie szok. Mama spokojnie tłumaczyła mi, jak to się stało, a ja siedziałam i nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

Pani Agnieszka dowiedziała się, że pochodzi ze Szczytna. Jej biologiczna rodzina nie była wydolna wychowawczo. Razem z trójką rodzeństwa trafiła do domu dziecka i do adopcji. Ona była najmłodsza z rodzeństwa, miała zaledwie pięć miesięcy. Pani Krystyna z mężem Tadeuszem nie mogli mieć dzieci, choć bardzo tego pragnęli. Dlatego gdy zobaczyli małą Agnieszkę, od razu ją pokochali. Szybko załatwili wszelkie formalności i zabrali do siebie. Małżeństwo bało się powiedzieć córce o adopcji.

— Mama powiedziała mi, że powinnam odszukać swoje rodzeństwo, żeby nie być sama, kiedy ona już odejdzie — płacze kobieta. — Całowała mnie po rękach, że byłam dla nich taką córką, jaką sobie wymarzyli. Prosiła też o wybaczenie, że nie adoptowała też mojego rodzeństwa, bo bała się, że nie podoła wychowaniu czwórki dzieci. W ciągu kilku chwil cały świat mi się zawalił. Tuliłam mamę w ramionach i dziękowałam, że wychowali mnie na takiego człowieka, jakim jestem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby złościć się na rodziców, że mnie adoptowali. Dali mi przecież tyle szczęścia i miłości.

Kiedy dzień później pani Krystyna zmarła, pani Agnieszka przy łóżku znalazła kopertę, a w niej dokumenty adopcyjne. Przez kilka miesięcy bała się do nich zajrzeć, ale ciekawość zwyciężyła. Na portalach społecznościowych zaczęła szukać rodzeństwa. I tak odnalazła najstarszego brata.
— Zdobyłam jego numer telefonu, ale nie miałam odwagi do niego zadzwonić. Co niby miałabym mu powiedzieć? Dzwoni twoja siostra... — opowiada wzruszona. — W końcu jednak się przemogłam. Zadzwoniłam i odnalazłam rodzeństwo!

Okazało się, że pozostała trójka trafiła do jednej rodziny. Pierwsza rozmowa trwała ponad dwie godziny. Tydzień później pani Agnieszka razem z mężem jechała na spotkanie do siostry, która mieszka w Szczytnie. Najstarszy brat mieszka w Elblągu, a drugi w Gdańsku. Obaj przyjechali, żeby zobaczyć się z odnalezioną po wielu latach siostrą.
— Z emocji drżały mi ręce, całą drogę płakałam i zastanawiałam się, jak mnie przyjmą — wspomina pani Agnieszka. — A kiedy pod wskazanym adresem drzwi się otworzyły i stanęła w nich moja siostra, łzy płynęły mi po twarzy. Padłyśmy sobie w ramiona. To samo z braćmi, którzy już na mnie czekali. Mimo tego, że widzieliśmy się pierwszy raz, to czuliśmy się tak, jakbyśmy się znali od zawsze. Moje rodzeństwo wiedziało, że mnie ktoś adoptował, nie mieli jednak żadnych dokumentów, aby rozpocząć poszukiwania. Los połączył nas znów po prawie 50 latach — dodaje.

I podkreśla: — Nie mam żalu do nikogo, że tak się stało. Mieliśmy dobre życie, choć byliśmy rozłączeni. Dziękuję ich i swoim rodzicom, że nas przygarnęli i kochali. Zawsze gdy jestem na grobie moich adopcyjnych rodziców, dziękuję mamie, że powiedziała mi prawdę. Dzięki temu zyskałam taką wspaniałą rodzinę. Moi biologiczni rodzice nie żyją, też byliśmy na ich grobie. Teraz przed nami nowy rozdział życia — wspólnego. Ewciu, Janku, Zbyszku... dziękuję, że was mam!

Joanna Karzyńska

Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Z"ukosa" #2695329 | 83.6.*.* 10 mar 2019 11:50

    "Los Nas połączył po 50 latach "..i to jest dar, dotyk losu , bo "on nas niesie śladami dni , czasem przytuli a czasem z Nas drwi"..."Ktoś" sprawił że Was przytulił ....powodzenia .

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Z gminy #2695327 | 37.47.*.* 10 mar 2019 11:48

    Miała Pani, Pani Agnieszko cudownych rodziców.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. Łzy napłynęły mi do oczu #2695301 | 95.90.*.* 10 mar 2019 11:03

    Cieszę się, że tak to się skończyło. Pozdrawiam.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. Asd #2695298 | 88.156.*.* 10 mar 2019 10:50

    Piękna historia.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  5. pat #2695167 | 88.156.*.* 9 mar 2019 23:28

    znam kilka rodzeństw, które od lat nie utrzymują ze sobą kontaktów nawet i po 20 lat żyjąc w jednym mieście. ich dzieci np. nie widziały nigdy swojego wujostwa, czy rodzeństwa ciotecznego. powód? głównie majątki...

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    Pokaż wszystkie komentarze (6)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5