Smród życia za mną się ciągnie

2019-02-23 16:00:00(ost. akt: 2019-02-23 15:08:30)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Artur ma 54 lata i trudną przeszłość za sobą. W wieku 5 lat z piaskownicy na jednym ze szczycieńskich podwórek został zabrany przez milicję wraz z dwoma starszymi braćmi od rodziców alkoholików. Trafili do domu dziecka. Kilkanaście lat przebywał w tej "przechowalni". Nie było tu miejsca ani na sentymenty, ani na uczucia.
Nie pamiętam już, jak to jest spać w łóżku i jeść przy stole — zaczyna swoją opowieść Artur. — Trudno jest też wspominać, bo w moim życiu nic dobrego mnie nie spotkało. Bywało tak, że kiedy kilka dni byłem głodny i chory,to marzyłem o śmierci. Wydawała się wybawieniem od problemów, cierpienia, bólu i smutku. Niestety, nie przychodziła. Obok mnie umierali inni ludzie, a ja wciąż żyłem. Po 36 latach bezdomności, przerywanych pobytami w więzieniach, dostałem szansę na wyjście z tego bagna...

Artur ma 54 lata i trudną przeszłość za sobą. W wieku 5 lat z przydomowej piaskownicy na jednym ze szczycieńskich podwórek został zabrany przez milicję wraz z dwoma starszymi braćmi od rodziców alkoholików. Trafili do domu dziecka. Kilkanaście lat przebywał w tej "przechowalni". Nie było tu miejsca ani na sentymenty, ani na uczucia.

— Jak przez mgłę pamiętam siebie z nosem przyklejonym do szyby. Czekałem wciąż na rodziców — opowiada. — Starsi bracia tłumaczyli mi, że nie przyjdą, ale ja w głębi dziecięcego serca wierzyłem, że zobaczę ich jeszcze. Lata mijały, niektóre dzieci były zabierane do domów, inne szły do adopcji, a ja z braćmi wciąż tkwiliśmy w placówce. Nikt, kto nie przebywał w takim miejscu, nie wie jak to jest. Udaje się twardego, ale serce pęka, gdy inne dzieci ktoś zabiera czy odwiedza. Czułem się gorszy, doszukiwałem się wad w sobie. Kiedy miałem już 12 lat, nastał czas buntu. Biłem się w szkole, kradłem w sklepach, paliłem papierosy i piłem. Tak jak moi starsi bracia. Tworzyliśmy taki rodzinny gang. Kłopoty z prawem stały się codziennością.

Pełnoletność zastała Artura w więzieniu. Tu musiał nauczyć się żyć inaczej. Nauczył się kombinować. Przestał już myśleć, że kiedyś będzie miał normalny dom, rodzinę.

— Tak naprawdę, nigdy nikt mnie nie kochał — przyznaje ze smutkiem. — Rodzice pili i interesowało ich tylko to, jak zdobyć pieniądze na wódkę. W domu dziecka nikt też nie okazywał mi uczuć... No, może jedynie pogardę. Z braćmi raczej utrzymywaliśmy stosunki koleżeńskie. A jak trafiłem do więzienia, to w ogóle kontakt nam się urwał. Musiałem liczyć na siebie.... No i po odsiadce wróciłem na drogę przestępczą. Wyjechałem do Warszawy, bo wydawało mi się, że będzie łatwiej tam żyć.

Artur kilkakrotnie odsiadywał kilkuletnie wyroki, przeważnie za kradzieże. Mieszkał w pustostanach, w różnych melinach, czasem na działkach. Nigdy nie związał się na stałe z żadną kobietą, choć był w kilku związkach.

— Co mógłbym dać żonie i dzieciom, jeśli sam nie miałem nic, prócz tej brudnej przeszłości — zastanawia się. — Bałem się zaufać, pokochać. A może ja nie umiem nawet kochać? W alkoholu topiłem smutki i swój z góry przegrany los. Byłem śmieciem, na którego ludzie patrzyli z niechęcią i pogardą. A ja nie umiałem prosić. Wolałem kraść, niż żebrać.

W 2010 roku Artur został pobity przez innych bezdomnych. Przypadkowy przechodzień znalazł go na przystanku. Wezwał karetkę. Uratował mu życie. Przez ponad miesiąc mężczyzna przebywał w śpiączce, przeszedł trepanację czaszki i kilka innych poważnych operacji. W szpitalu przebywał ponad 4 miesiące. Ze szpitalnego łóżka trafił znów na bruk.

— Nikt się nie zapytał czy mam gdzie iść — opowiada. — Był marzec 2011, padał śnieg. a ja z reklamówką w ręce szukałem jakiegoś schronienia. Włamałem się do jakiegoś opuszczonego domu i tam mieszkałem ponad dwa miesiące. Potem obiekt został sprzedany i musiałem się wynieść. Ale było już ciepło, wiec dałem sobie radę. Niestety, nie byłem już tak sprawny, nie stać mnie było na lekarza ani leki. Tułałem się z miejsca na miejsce i marzyłem już tylko o śmierci...
W grudniu 2018 roku Artur spał praktycznie pod gołym niebem. Z kilku desek i starych koców zrobił sobie "domek". Spędził tak kilka tygodni, zanim znaleźli go streetworkerzy i przekonali, że trzeba dać sobie pomóc. Mężczyzna trafił do schroniska. Kilka dni temu został skierowany na terapię.

— To pewnie moja pierwsza i ostatnia szansa na powrót do życia — mówi Artur. — Do tej pory byłem praktycznie martwy, śmieć, na którego nikt nie zwracał uwagi. 50 lat cierpienia i bólu. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz się uśmiechałem. Jestem wrakiem człowieka. Kiedy w schronisku pracownicy zobaczyli moje odmrożone nogi, to jednej z kobiet łzy poleciały. Jak zdejmowałem szmaty, które służyły mi za skarpety, to wraz z nimi skóra schodziła. Ból jest okropny. A świadomość, że może trzeba będzie amputować stopy jeszcze gorsza. Ktoś może powie, że to na własne życzenie... Trochę tak, ale nikt nigdy nie pokazał mi jak być dobrym człowiekiem.

Joanna Karzyńska

Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Kruk #2687023 | 37.47.*.* 23 lut 2019 17:35

    Koszmarnie smutne :((

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Wniosek #2687354 | 188.146.*.* 24 lut 2019 15:26

      Całe dorosłe życie zależy od tego, w jakiej rodzinie człowiek się urodzi

      Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. Xxx #2687366 | 78.150.*.* 24 lut 2019 15:48

        Żal ściska serce kiedy czytam takie artykuły no ale poniekąd sam sobie tak zrobił. Wychodząc z domu dziecka na pewno by znalazł jakąś pracę a później by się ułożyło tylko nie można pić

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

      2. 123456789 #2687382 | 83.31.*.* 24 lut 2019 16:25

        Gościu po prostu poddał się już na samym początku. Znam rodzeństwo które całe dzieciństwo spędziło w domu dziecka mimo wszystko wyszli na ludzi. Nie użalali się nad sobą i swoim losem pół życia i dziś niczym się nie różnią od reszty a nawet wyszli bardziej na ludzi jak nie jeden z tak zwanego "dobrego domu". Nie jeden z nich by mu zazdrościł. I co najważniejsze nikomu nic nie ukradli. Tak więc Artur jest całkowicie winien sam sobie i mimo że historia smutna to mi go w ogóle nie żal

        Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. cvb #2687412 | 176.221.*.* 24 lut 2019 17:46

          A wystarczylo sie nająć na kazdej budowie na zwykłego pomocnika i wynająć pokój i zmiana życia natychmiastowa ale dyscyplina nie odpowiada lepiej chlać i mieszkać w norze.Przecież to samo mają Polacy w UK czy Holandii-siedzą w nędzy po kilku w kontenerach nigdy nie awansują a miejscowi walą ich w rogi ale do kraju nie wróci bo ma honor i się wstydzi.Nic bardziej głupiego.

          Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

        Pokaż wszystkie komentarze (11)
        2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5