Królowa psich zaprzęgów

2019-02-03 16:00:00(ost. akt: 2019-02-03 18:12:38)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Wyścigi psich zaprzęgów to niezwykle efektowna dla oka dyscyplina sportu. Jak się okazuje, jest coraz w większym stopniu zdominowana przez kobiety. Aneta Lenard ze Szczytna to kobieta niezwykle aktywna, która od kilku lat uprawia ten nietypowy sport. Swoją pasją zaraziła córkę, która pierwsze starty ma już za sobą.
— Jak zaczęła się pani przygoda ze sportem psich zaprzęgów?
— Od psa! Adoptowałam sukę w typie rasy syberian husky. Zaczęłam szukać informacji na temat wymagań tej rasy. Trudno było mi znaleźć grupę ludzi zajmującą się psimi zaprzęgami i to takich, którzy już mają doświadczenie. Gdy już znalazłam, dostałam wskazówki, jak trenować bikejoring (jeden pies ciągnący rower z człowiekiem). Do pierwszego psa szybko dołączył drugi w typie rasy, a potem trzeci…

— Mówią, że kobieta to słaba płeć…
— Mushing ( z ang. poganianie psów) wymaga doskonałej harmonii między człowiekiem i jego psami, wymaga opanowania, zaufania i polegania na sobie. Silna więź nie jest budowana tylko podczas treningów i zawodów, ale również w życiu codziennym z tymi psami. To stado psów, nad którym trzeba panować. Jest to rasa szalenie inteligentna i praca z takim psem wymaga cierpliwości oraz konsekwencji. Na sukces składa się kondycja nie tylko psa, ale też mushera. Nie ma sukcesu bez doskonałej formy psów, co za tym idzie regularnych treningów. I nie ma znaczenia, czy jest zimno, mokro, błoto czy deszcz. Pies chce biegać i musimy z nim jechać na trening, mimo że czasami chętnie poleżałoby się pod ciepłym kocem. Praca z psami sprawia wiele radości, uczy dyscypliny, konsekwencji i wytrwałości.

— Co jest najważniejsze w tym sporcie?
— Więź z psami i dobra zabawa. Bez tego żaden pies nie pobiegnie. W naturze psów pierwotnym instynktem jest bycie dla człowieka. Miłość i więź jest tym, co napędza psy do pracy. Bardzo ważny jest czas poświęcony psom, trzeba przeznaczyć go jak najwięcej, aby zbudować silną więź łączącą obie strony. Ważne jest też wyczucie. Psy ufają bezgranicznie. Nie można ich przetrenować, bo one dadzą z siebie wszystko, ale stracą zapał i zaufanie. Bieganie musi sprawiać im przyjemność.

— Ile psów liczy pani zaprzęg?
— Pięć. Jedna suczka już na sportowej emeryturze, ma 10 lat, i już nie ma chęci do biegania w zaprzęgu. Czasami zabieram ją na dogtrekking. Dwa psy to również psy „zdobyczne”. Jeden, po przejściach, wyrzucony z samochodu. Drugi oddany przez właścicieli z powodu nieradzenia sobie z typową naturą huskiego. Z tymi psami trenuje moja córka.
Mam też dwa psy syberian husky z linii typowo sportowej. Są u mnie od szczeniaka. Bardzo ambitne, nakręcone na bieganie. Jeśli nie ma treningu, to się ewidentnie nudzą i szukają rozrywki. Psychika takiego psiego sportowca jest zdecydowanie inna od psów w typie rasy husky.

— Jakie kryteria musi spełniać pies, który jest wybierany do zaprzęgu?
— W zaprzęgach biorą udział psy różnych ras: Alaskan Malamute, Syberian Husky, Samoyed, ale nie brakuje również mieszańców.
Dobór psów jest bardzo istotny. Wybiera się szczeniaka po dobrych rodzicach, takich, które mają osiągnięcia sportowe. Szczeniaki muszą być odważne, stabilne emocjonalnie, z fizyczną predyspozycją do biegania.
Najtrudniej szkoli się psy młode, bez możliwości podpięcia psa doświadczonego. Tak było w moim przypadku. Psy w typie rasy nie mogły biegać w jednym zaprzęgu razem z młodymi psami, które z racji swojej sportowej sylwetki i psychiki typowego psa zaprzęgowego biegną dużo szybciej od nich. Żaden pies nie może być ciągnięty przez szybszego, bo straci zapał. Najłatwiej, gdy doświadczony pies uczy młodego. Wtedy tę całą pracę mushera wykonuje za nas. U mnie dwa młode psy były uczone wszystkiego od podstaw. Pierwsze treningi zaczynają się nie wcześniej niż, gdy pies skończy 8 miesięcy. Wtedy kościec przestaje rosnąć i można powoli zacząć zabawę. Pierwsze treningi tylko po 500 metrów, potem kilometr. I tak, bacznie obserwując postępy, zwiększamy dystans. Pies ma być zmęczony, ale ma też czuć lekki niedosyt, aby następnym razem chętnie jechał na trening.

— Szybko się uczą?
— Nie tylko szybko, ale i chętnie. Opanowanie komend zajmuje im parę treningów, potem już regularne wyjazdy do lasu i ćwiczenie prędkości oraz zgranie mushera z psami. Trenujemy w pobliskich lasach. Na Mazurach jest mnóstwo pięknych miejsc, gdzie takie sporty można uprawiać.

— To sport całoroczny?
— Prawie tak, ogranicza nas temperatura. Pies nie może biegać w temperaturze wyższej niż 15 stopni Celsjusza. Z racji tego, że jego termoregulacja odbywa się tylko przez ziajanie, czyli oddychanie z szeroko otwartym pyskiem, jest duże prawdopodobieństwo przegrzania i odwodnienia. W okresie bezśnieżnym trenuję na rowerze, hulajnodze bądź wózku trójkołowym, jest to tzw. dryland. Zimą oczywiście sanie, jeśli jest dostateczna ilość śniegu. Trzeba przyznać, że tej zimy są idealne warunki na psie zaprzęgi.

— Który z wyścigów utkwił pani w pamięci?
— Najmilej wspominam zawody z wymagającą trasą. Puchar Polski w Witowie (gmina Piątek) z nocnym etapem, ostre zakręty, ciężki podjazd. Tam zajęłam VI miejsce w klasie Bikejoring (BJ). Ostatnie zawody w Buku w Rudach Raciborskich. Trasa wymagająca, błotnista, ciężka, i tam VI miejsce w klasie D1 (dwa psy rasowe + hulajnoga), mając przed sobą tylko samych mistrzów. Ukończenie tej trasy sprawiło mi sporą satysfakcję. W Szamotułach (gmina Koźle) zajęłam III miejsce w Lidze Zaprzęgowej również w klasie BJ, innym razem IV miejsce w klasie D0 ( dwa psy nierasowe + hulajnoga).

— Na jakie zawody pani jeździ?
— Na sprinterskie odbywające się w Polsce. Nie jest ich dużo, mimo że polscy sportowcy są w światowej czołówce w sporcie psich zaprzęgów. Taki sport wymaga dużych nakładów finansowych. To nie tylko utrzymanie psów, ale też zakup i serwisowanie sprzętu, odpowiednie warunki przewożenia, czyli specjalnie dostosowany samochód. Dojazd, bo w większości odbywają się na południu Polski. To wszystko generuje spore koszty.
Zawody to również idealne miejsce na zdobywanie doświadczenia przez psy. To są zupełnie inne warunki niż te na co dzień. Jazgot, rywalizacja, również stres związany z obecnością obcych psów. Ale takie wyjazdy są niezbędne do tego, aby osiągać efekty w tym sporcie.
Na zawody zaczęłam jeździć jako zupełny laik, zaczynając w 2015 roku jako zawodnik Ligi Zaprzęgowej. Żeby móc brać udział w Mistrzostwach Polski, trzeba posiadać licencję zawodnika. Aby ją uzyskać trzeba mieć ukończonych 6 etapów na zawodach w danej klasie. Tak więc wymaga to czasu, biorąc dodatkowo pod uwagę, ze takie zawody w Polsce odbywają się trzy-cztery razy do roku. Mam młode psy, dwuletnie. W zawodach mogą brać udział psy, które ukończyły 1,5 roku. Myślę, że najlepszy czas dopiero przed nami.

— Jest pani dyrektorką przedszkola. Prywatnie żoną i matką. Kiedy znajduje pani czas na treningi i starty?
— Jeśli się czegoś chce, to sposób na to się znajdzie. Tak samo z czasem. Kiedy zbliżają się zawody, muszę przygotować siebie i psy. Wymaga to czasu, regularne treningi nawet 5 razy w tygodniu. Nawet nie ściągam sprzętu z samochodu. Wykorzystuję każdą wolną chwilę, aby pojechać do lasu. Czasami jest to blady świt, czasami trening nocny, który uwielbiam. Pomaga mi 13-letnia córka Kinga, która jeździ ze mną. Na cztery ręce zdecydowanie sprawniej idzie zbieranie sprzętu, przygotowanie psów do treningu, montowanie stejku w lesie, ubieranie ich w uprząż.

— Jak ją pani zaraziła swoją pasją?
— Najpierw pomagała mi przy psach, potem zaczęła „pożyczać” jednego ode mnie. W końcu wyprosiła psa dla siebie. Trzeci, który pojawił się w domu, był wzięty właśnie dla córki. Cieszę się bardzo, że mamy wspólną pasję, tym bardziej, że dzisiejszą młodzież ciężko ruszyć sprzed komputera. Córka chętnie trenuje z psami, a największą dla niej karą byłoby niepojechanie na zawody. Kinga ma już swoje pierwsze starty za sobą. Kiedy ukończyła 12 lat, mogła wziąć udział w zawodach. Startuje z jednym lub dwoma psami w juniorach.

— Czuje się pani kobietą szczęśliwą?
— Mnie niewiele potrzeba do szczęścia. Bliskość i miłość rodziny oraz pasja. Mam pracę, która daje mi satysfakcję. Mam cudownego męża, który znosi moje kolejne pomysły i mnie wspiera. Mam zdrowe i mądre dzieci. Cóż więcej chcieć? Tak, jestem bardzo szczęśliwa.

— Pani największe marzenie?
— Start w klasie C1 (3-4 psy rasowe ), czyli mam w planach powiększyć swoje stado i jeździć na zawody za granicę. Kobiety z natury są silne i wytrwałe w dążeniu do celu, więc mam nadzieję, że uda mi się zrealizować marzenia.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5