Jestem szczęściarą z jednym okiem

2018-12-30 16:00:00(ost. akt: 2018-12-30 12:09:59)

Autor zdjęcia: Joanna Karzyńska

W życiu nie zawsze jest łatwo, jednak najważniejsze jest to, żeby się nie poddawać i walczyć o swoje szczęście. O sile kobiety w przezwyciężaniu choroby i trudności życiowych, o szczęściu, marzeniach i o pasjach rozmawiamy z Katarzyną Pacewicz ze Szczytna.
Katarzyna Pacewicz ma 43 lata. Prywatnie żona i matka 18-letniego Jakuba, zawodowo od 4 lat prezes Koła Polskiego Związku Niewidomych w Szczytnie. Pochodzi z Olsztyna, osiem lat temu szukała swojego miejsca na ziemi. Znalazła je w Szczytnie.

— Kiedy zobaczyłam ogłoszenie, a potem dom wiedziałam, że chcę tu zamieszkać — opowiada. — Tu jest teraz nasze miejsce na ziemi. Szczytno okazało się miejscowością, w której się zakochaliśmy. Poznaliśmy tu wielu wspaniałych ludzi. Nie wyobrażam już sobie, że mogłabym zamieszkać w innym miejscu. Widać tak nam było pisane.

Co jest w życiu kobiety najważniejsze?
— Pierwsza myśl — miłość. Dla mnie osobiście rodzina i przyjaźń — odpowiada. — Z całym szacunkiem dla panów, ale kobieta musi mieć drugą kobietę, aby wzrastać. Mądrą mamę, babcię, ciocię, przyjaciółkę. Jedną z nich. Im więcej, tym oczywiście lepiej. Kobieta to też sukienki, wymalowane lub lub nie paznokcie, usta, włosy, fajne buty. To z takich przyziemnych, materialnych obszarów, ale też istotnych. Chociaż w wyciągniętym dresie też dobrze jest się czuć kobietą. Kobieta to cała gama kolorów. Być kobietą, to być prawdziwą i autentyczną. Nawet jeśli boli i nieraz jest niewygodne. Uparcie iść własną drogą, o czym łatwo się mówi, a trudniej jest to robić. Dla mnie nie ma oderwania kobiety od człowieka. Idą razem. Kobieta wnosi delikatność, czułość, serdeczność, ciepło, uśmiech...

Z wykształcenia jest pedagogiem, ale nigdy nie pracowała w zawodzie. Kiedy była młodą dziewczyną, marzyła o zostaniu lekarzem. Niestety choroba i brak pieniędzy zweryfikowały jej plany. Pani Katarzyna w wieku 6 lat zachorowała na cukrzycę. Pamięta, że choroba była dużym zaskoczeniem dla rodziny. Mówiono, że być może uaktywniła się, gdy jako dziecko przeżyła pożar domu rodzinnego. Żeby się ratować rodzina musiała skakać z pierwszego piętra.

Z chorobą nauczyła się żyć, choć łatwo nigdy nie było. Choruje już 37 lat. Kiedy jako młoda mężatka postanowiła urodzić dziecko, lekarze jej odradzali, twierdząc, że będzie to zbyt duże obciążenie dla organizmu. Nie poddała się. Ciąża od początku była zagrożona, a ona większość czasu spędziła w szpitalnym łóżku.
— Jednak postawiłam na swoim i mój ukochany syn ma dziś 18 lat — opowiada pani Katarzyna. — Te dziewięć miesięcy to ciągła obawa o dziecko, nie o siebie, ale o to, żeby donosić ciążę i żeby dziecko było zdrowe. Kiedy pojawił się na świecie, oszalałam ze szczęścia. Tak bardzo pragnęliśmy z mężem dziecka i... stał się cud. Dla każdej kobiety narodziny dziecka to największe szczęście. I choć dość szybko po porodzie utraciłam wzrok w jednym oku, to warto było podjąć taką decyzję. Dziś zrobiłabym tak samo...

Obecnie pracuje w Polskim Związku Niewidomych i jest bardzo oddana swojej pracy. Dla każdego znajdzie dobre słowo, pomoże w rozwiązaniu problemu, napisze podanie, wytłumaczy, jak napisać wniosek.
— W mojej pracy odczuwam chyba wszystkie możliwe emocje. Świat i życie ludzi niewidomych i niedowidzących to często oddzielny kontynent. Coś w rodzaju, że głodny z najedzonym nie pogada. Jak wytłumaczyć komuś, kto mówi: „No przecież masz okulary, to chyba lepiej widzisz?”. Logiczne myślenie. Rozumiem, ale często za okularami są wciąż niedowidzące lub niewidome oczy. Tego słowami nie da się wytłumaczyć. To jedna strona — mówi.
I dodaje: — Druga to taka, że często to bardzo wrażliwe osoby, widzące mocniej, ostrzej, mimo niedowidzenia. Patrzący sercem. I to w nas uwielbiam. Następny odcień chorowania to smutek, żal, pretensje, nieraz nie wiadomo do kogo? Roszczeniowość. Bo choruję, to mi się należy. A to nieprawda! Jestem wymagająca wobec samej siebie, to pewnie i wobec innych. Chociaż wydaje mi się, że jestem łagodna. Nieraz pewnie za bardzo. Bardzo mnie boli, że większość ludzi w naszym związku niewidomych żyje z małych, niewystarczających na życie rent lub emerytur. Chwilami przeraża mnie ludzka bieda. Czuję się wobec niej bezradna.

Każdy z nas chce przejść przez życie, realizując swoje pasje i marzenia. Pani Katarzyna również. Jej niepełnosprawność nie przeszkadza jej w robieniu tego, co najbardziej kocha, a lubi robić wiele rzeczy. Wyczarowuje z kolorowych kawałków materiału piękne pacynki, poduszeczki, ze sznurka powstają piękne koszyczki, a z ceramiki niepowtarzalne wyroby.
— Moje prace powstają jednym okiem — doprecyzowuje pani Katarzyna. — W każdą jednak wkładam umiejętności, ale przede wszystkim dużo serca. Każda pacynka to inna historia, inny nastrój, inna sytuacja. Swoje zdolności plastyczne i manualne odziedziczyłam w genach. Moja babcia była bardzo dobra krawcową w Olsztynie, szyła kostiumy dla tancerzy. Moja mama była wprawdzie księgową, ale po godzinach również szyła. Dziadek był rzeźbiarzem. Coś po nich odziedziczyłam. Uwielbiam zaszyć się w kąciku i wyczarowywać kotki, pieski i inne cudeńka. Cieszy mnie gdy inni z zachwytem patrzą na moje prace. To takie miłe, gdy dzieci przytulają się do tych pacynek. Wtedy wiem, że nie tylko mi tworzenie ich sprawia przyjemność.

Pani Katarzyna ma też wiele pięknych i ciekawych wspomnień. Z rodzinnych opowiadań wynika, że jest prapraprawnuczką Marii Konopnickiej.
— W naszej rodzinie wiele mówiło się o pokrewieństwie z Marią Konopnicką — wspomina pani Katarzyna. —- Tą od Roty i Krasnoludków z sierotką Marysią. Moi pradziadkowie wspominali nieraz Marię, ale ja byłam za mała i mało świadoma. Tak mało o niej wiem. Ale słowo pisane, mam nadzieję, odziedziczyłam nieco po niej. Nigdy nie dążyłam do poznania tej historii. A szkoda. Może jeszcze kiedyś uda mi się znaleźć czas... Tak samo spisałam kiedyś wspomnienia pradziadka o jego pobycie w Oświęcimiu, o tym, jak tam było i jak udało mu się przeżyć. Mam też zdjęcia. Trzeba pielęgnować te wspomnienia, ocalić je od zapomnienia.

Mimo choroby i przeciwności losu Katarzyna Pacewicz jest optymistką. Zawsze uśmiechnięta, chętna do pomocy. Mówi, że jest szczęśliwa. Czy ma jeszcze jakieś marzenia?
— Mówią, że trzeba je mieć, że jak ich nie masz, to niedobrze. Pewnie tak jest. O czym ja marzę? Zawsze o tym, żeby widzieć nie gorzej niż teraz, bo już i tak mam ograniczone widzenie. Ale mam. Jestem szczęściarą z jednym okiem. Dla „moich” bym chciała, żeby widzieli świat, kolory, przyrodę, słońce i księżyc. Niewidomy od dzieciństwa piękny człowiek opowiadał mi kiedyś, jak widzi kolory.. Moja bezradność była wielka, ale on był szczęśliwy, że ktoś go zapytał o kolory. W życiu nie potrzeba nam wiele, wystarczy kawałek miejsca i bliscy. Potrzebne jest nam zdrowie. Ja wiem, że marzenia się spełniają, jestem tego dobrym przykładem. W życiu nie zawsze miałam z górki, ale dążyłam do osiągnięcia swoich celów. Uważam, że zawsze trzeba być dobrym człowiekiem. Po prostu...

Joanna Karzyńska

Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. q-ku #2653030 | 195.136.*.* 1 sty 2019 11:44

    "Prywatnie żona i matka 18-letniego Jakuba," no no

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. ALIENACJA RODZICIELSKA TO PRZEMOC #2652826 | 188.146.*.* 31 gru 2018 21:56

    Było to, było tamto, a dlaczego jest cisza o ALIENACJI RODZICIELSKIEJ, która w Polsze jest ponadczasowa http://drohiczyn.niedziela.pl/artykul/10 5902/nd/Dzieci-bez-stalego-dostepu-do-mi losci#

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Yeep #2652724 | 213.76.*.* 31 gru 2018 19:13

    Pijaczyna leczy swoje kompleksy :)

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. mrągowianin #2652695 | 83.6.*.* 31 gru 2018 18:19

      skończcie się medialnie wystawiać . nie jedna jest pani chora i nie ostatnia jest takich wielu. Ja na jedno oko nie widzę na drugie 50 procent mam kręgosłup pokiereszowany i nie wystawiam się publicznie ze swymi chorobami , bo co to mi pomoże? Sam walczę ze swym upośledzeniem i jakoś sobie daje radę i nie rozpowiadam wszem i wobec o swej tragedii. A to co pani robi to żenada. Ja zakładam ciemne okulary by nie pokazywać swego oka którego źrenica zrobiła się zielona

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. Ox #2652680 | 94.254.*.* 31 gru 2018 17:47

        Szacun.Jest Pani przykładem żeby w życiu się nie poddawać!!!

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

      Pokaż wszystkie komentarze (6)
      2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5