W święta wszyscy jesteśmy dziećmi

2018-12-26 12:00:00(ost. akt: 2018-12-26 10:49:42)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Święta Bożego Narodzenia to najbardziej wyczekiwany, wyjątkowy czas dla wszystkich ludzi - tych małych i dużych. O tradycjach, kolędowaniu oraz świątecznym opowiadaniu rozmawiamy z Małgorzatą Manelską autorką książki "Zapach Mazur".
- Czy Pani lubi Boże Narodzenie?
W okresie Bożego Narodzenia wszyscy jesteśmy dziećmi, niezależnie czy mamy lat osiem czy osiemdziesiąt. Każdy z utęsknieniem wypatruje tego jedynego dnia w roku, kiedy rzeczywistość miesza się z magią, a zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. I choć czasy zmieniają się, przybywa nam lat i siwych włosów, to w pewnych kwestiach nie zmieniamy się. Wciąż tak samo stęsknieni za białym obrusem, miejscem dla strudzonego wędrowca, pierwszą gwiazdką, zapachem pierników, choinką … Jak przez mgłę pamiętam z czasów dzieciństwa Wigilie spędzane u dziadków w gronie najbliższych osób. I nie było ważne, że siedzieliśmy stłoczeni przy niewielkim stole w „dużym pokoju” dziadków, a naczynia po kolacji zmywało się w miednicy. Mikołaj był osobnikiem płci męskiej, raczej niewysokiego wzrostu, mającym w posiadaniu torbę babci, taką na zakupy i jakieś takie znajome buty. A w torbie prezenty. I wcale nie były to smartfony, ani inne fajne gadżety. Ale najważniejsza w tym wszystkim była atmosfera i oczywiście śnieg. No i jeszcze choinka, przez lata żywa, ale pachnąca inaczej, bardziej świątecznie, niż współczesne choinki. Jej igiełki, o wyjątkowej i niezapomnianej barwie, kłuły nas, dzieci, kiedy zdejmowaliśmy z niej cukierki. I te bombki, których już dziś nie ma, oszronione sopelki…

- Jak ważne w tym czasie są dla nas tradycje Bożonarodzeniowe?
Tradycje, o których pamiętamy podczas naszych Wigilii, miały swój początek ileś lat wstecz. Dobrze, że pamiętamy o nich, że przekazujemy je naszym dzieciom, bo dom bez zwyczajów i obrzędów jest zaledwie pudełkiem, czterema ścianami. Dziś w dobie wielkiej technologii i pośpiechu, ważny jest wielozmysłowy wymiar Świąt. Barwy, zapachy, odgłosy, doznania… Wracając jednak do tradycji, to chciałabym podzielić się z Wami wiedzą na temat jak obchodzono Wigilię i okres okołoświąteczny dawno temu na Mazurach. Myślę, że są to bardzo ciekawe obyczaje, niejednokrotnie przenikające na nasze tereny z innych zakątków kraju, a nawet zagranicy. Współczesna tradycja bożonarodzeniowa pojawiła się u nas, na Mazurach, po wojnie, kiedy na tzw. ziemie odzyskane przyszli osadnicy, głównie z niedalekiej Kurpiowszczyzny i z Kresów. Wcześniej Święta były obchodzone zupełnie inaczej. Okres bożonarodzeniowy czyli Świąt Godnich rozpoczynał się od powieszenia pod sufitem wieńca świerkowego i sukcesywnego zapalania na nim jednej świeczki co tydzień. Do wieńca co tydzień też dodawano wstążkę: w pierwszą niedzielę adwentu – czerwoną, w drugą – żółtą, w trzecią – srebrną, w czwartą – złotą. Dzień Wigilii nie zaliczał się do Godnich Świąt, w związku z czym nie przestrzegano w tym dniu postu. Nie robiono kolacji wigilijnej, nie dzielono się opłatkiem, ale była spożywana gęś, różnego rodzaju kiełbasy i inne potrawy mięsne. Jadano również kasze oraz ryby z mazurskich jezior. Oczywiście, to co jadano, było w dużej mierze zależne od zasobności portfela gospodarza. Była również strojona choinka, pod którą stawiano talerze z jabłkami, piernikami, orzechami, cukierkami. Innym zwyczajem było stawianie w czterech kątach izby snopów zboża. W każdym kącie stawiano inny gatunek zboża, co miało zapewnić urodzajny rok. Wierzono, że w wigilijną noc na ziemię przybywają dusze bliskich zmarłych. W związku z tym posypywano podłogi, ławy, stoły w izbach mieszkalnych białym piaskiem albo mąką, aby można było odkryć ślady dusz zmarłych członków rodziny. Jeśli w rodzinie zmarł ktoś bliski w krótkim czasie przed świętami, to gospodarz wychodził przed dom i wołał zmarłego po imieniu. Na Mazurach wierni nie szli na pasterkę do kościoła, natomiast uczestniczyli w Jutrzni na Gody. Gody w tradycji ludowej to święta Bożego Narodzenia, kiedy łączyły się ze sobą dwa lata – gody, stary i nowy rok. Gody było to przedstawienie, coś w rodzaju jasełek, w którym role odgrywali głównie uczniowie. Gody w pierwotnej wersji były misterium religijnym, zapoczątkowanym przez franciszkanów około XV-XVI wieku. Jakieś dwieście – trzysta lat później misterium przekształciło się w teatr ludowy. Zwyczaj ten był kultywowany na ewangelickich Mazurach przez ludność polskiego pochodzenia.

- Czy po wsiach również kolędowano?
Po świętach Bożego Narodzenia po mazurskich wsiach wędrowali „rogale”, czyli kolędnicy, odwiedzający poszczególne gospodarstwa. Zespół składał się z osób przebranych za zwierzęta: kozę, bociana, niedźwiedzia, oprócz tego była jeszcze baba zbierająca datki, grajek, kominiarz. Nazwa zespołu „rogale” pochodziła od pierników, pieczonych na święta, którymi najczęściej obdarowywano kolędników. Zebrane datki w postaci żywności zespół przeznaczał na wspólną zabawę z tańcami dla całej wsi. Kolędników pamięta moja mama, która urodziła się w Szczytnie. Opowiadała jak w okresie okołoświątecznym przebierańcy chodzili po domach z wielką gwiazdą i śpiewali kolędy. W gronie kolędników zawsze był diabeł, śmierć z kosą i anioły.
Bardzo ciekawym okresem po Bożym Narodzeniu, który również dobrze pamiętają moi rodzice, były tzw. dwunastki, czyli czas od Bożego Narodzenia do Trzech Króli. W tym czasie obserwując pogodę, można było przewidzieć jakie będą kolejne miesiące roku i jakich w związku z tym można było spodziewać się plonów. Mroźne, gwieździste noce oznaczały urodzaj, natomiast w deszczowe, mgliste czy wietrzne dwunastki mówiono, że plon będzie słaby. Podczas dwunastek pamiętano, aby wybierany w tym czasie z pieców popiół wykorzystywać do tępienia robactwa u krów, gąsienic w kapuście i na drzewach. Podczas dwunastek przestrzegano, aby w obejściach nie wykonywać pewnych prac. Nie można było szyć, gdyż mogło to spowodować urodzenie się cieląt z zaszytymi odbytami albo pokręconych jagniąt. Nie można było prząść, gdyż w gospodarstwie wszystko się „pokręci”. Był zakaz prania, młócenia i rąbania drewna. Można było za to drzeć pierze, tańczyć, śpiewać i bawić się.

- Czy nadal jesteśmy przywiązani do tradycji i w naszych domach przygotowujemy święta tak jak kiedyś?
Myślę, że my, Polacy jesteśmy w jakiś szczególny sposób przywiązani do tradycji. I choć zauważa się, że ludzie coraz częściej mają chęć wypoczywać gdzieś pod palmami podczas Bożego Narodzenia, to jednak jest dużo osób, którym taki sposób świętowania w ogóle nie przyszedłby do głowy. Dla nas wciąż ważny jest biały obrus, sianko, pasterka, kolędy. Uważam, że okres Bożego Narodzenia, czy to na Mazurach, czy w innym zakątku naszego kraju, jest i był bardzo klimatycznym czasem. Fenomenem jest to, że kiedyś ludzie tak pięknie potrafili organizować sobie czas, integrować się i angażować w obchody Świąt. Nie wszystkim żyło się dostatnio, ale mimo to chętnie, na miarę swoich zasobów finansowych, włączali się w świętowanie, przestrzegając tradycji. Dziś, w naszym pędzie donikąd, okres Bożego Narodzenia powinien być czasem refleksji, który skłoniłby nas do udzielenia sobie odpowiedzi na kilka ważnych pytań. Co tak naprawdę jest ważne w naszym życiu? Do czego dążymy? Czego pragniemy? Dokąd podążamy?

- Co dla Pani jest najważniejsze podczas Świąt Bożego Narodzenia?

Myślę, że obecność najbliższych. Czas Świąt jest taką specyficzną porą, kiedy nikt, absolutnie nikt, nie powinien być sam. Święta to czas wspólnej radości, przebaczania, miłości. Dwa lata temu przy wigilijnym stole nie było mojej córki. I chociaż dom był pełen ludzi, to dla mnie te Święta nie były takie, jak zawsze. Smutne jest, kiedy rodzina pozbywa się starszych osób na okres świąteczny, bo „nie pasują do wystroju, do choinki”. Ostatnimi czasy gdzieś w internecie czytałam apel ratowników medycznych, aby ludzie nie oddawali do szpitali swoich bliskich. Nie bądźmy okrutni, przecież każdy z nas kiedyś będzie stary i schorowany. Nikt nie jest meblem, którego można się pozbyć, wyrzucić na śmietnik.

- Na początku grudnia w księgarniach ukazała się antologia pt "Pod świątecznym niebem", do której swoje historie napisało dwanaście autorek, w tym również Pani. Czy opowiadanie świąteczne rozgrywa się właśnie na Mazurach?
Moje opowiadanie „Sprzedawca choinek” zostało napisane na motywach powieści „Zapach Mazur” i rozgrywa się w książkowych Barwinach, małej mazurskiej wsi, stworzonej przeze mnie specjalnie na potrzeby fabuły. Tak, w moim opowiadaniu są Mazury, jest pełno śniegu, magii i dobrych ludzi. To opowieść o tęsknocie i naszych wewnętrznych pragnieniach. Zdradzę również, że w „Sprzedawcy choinek” znalazł się ubiegłoroczny Jarmark Bożonarodzeniowy w Szczytnie. Jest Plac Juranda, renifery, kolędy i rękodzieło miejscowych artystów.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5