Mój mąż był kiedyś księdzem

2018-11-24 17:00:25(ost. akt: 2018-11-24 17:50:47)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Monika zakochała się w księdzu. Z wzajemnością. Jacek porzucił stan duchowny i założył rodzinę. Było trudno, bo nikt nie chce zatrudnić byłego księdza, który nic nie potrafi. Na dodatek rodzina potępiła ich decyzję. Postanowili więc rozpocząć nowe życie z dala od przyjaciół i najbliższych. Dziś są po prostu szczęśliwi.
Kocham moje miasto, tu się urodziłam i spędziłam cudowne lata młodości. Niestety, żeby uciec przed plotkami i obelgami musiałam wyjechać i zamieszkać w Olsztynie – opowiada Monika. – Czasem życie weryfikuje nasze plany i marzenia. Życie płata figle... Ja pokochałam kogoś, kto pogubił się w życiu. Nasze uczucie przetrwało jednak wszystko, bo było naprawdę prawdziwe. I nikt mi nie powie, że miłość nie jest w stanie pokonać przeciwności losu. Jeśli jest prawdziwa to przetrwa wszystko, nawet największe burze!
Monika ma dziś 37 lat, ukończyła studia ekonomiczne i przez kilka lat pracowała w jednej z firm w powiatowym mieście. Pogodna, sympatyczna kobieta nigdy nie miała problemu z powodzeniem u mężczyzn.
– Byłam młoda i uwielbiałam podróże. Zawsze byłam otoczona wianuszkiem przyjaciół, z którymi często wyjeżdżaliśmy na wspólne wypady w góry czy też nad morze – mówi. – Zawsze uważałam, że najpierw trzeba poznać świat, bawić się, a w wieku 30 lat przyjdzie czas na założenie rodziny. Kiedy ze Szczytna ruszały piesze pielgrzymki na Jasną Górę, ja również wielokrotnie szłam z nimi. Potrzebowałam takiego wyciszenia, zmiany. Kiedy z poobcieranymi nogami docierałam do Częstochowy, czułam moc tego miejsca. Modliłam się o zdrowie rodziców i rodzeństwa, o zdanie matury, potem ukończenie studiów... Z czasem zaczęłam się też modlić o dobrego męża.
Lata leciały, a Monika coraz częściej myślała o złożeniu rodziny. Wyjechała do Warszawy. Tam zaczęła pracę w firmie marketingowej. W wieku 29 lat po raz kolejny poszła z koleżanką na pielgrzymkę. Szósty raz, kiedy przemierzała pieszo drogę do Częstochowy. Nie myślała, że tak wiele zmieni się w jej życiu.
– Podczas każdej pielgrzymki poznawałam wielu fantastycznych ludzi – mówi Monika. – Podczas wspólnej drogi rozmawiamy o swoich problemach, opowiadamy co przydarzyło nam się w życiu, o tym czego pragniemy, w jakiej intencji idziemy... Szło z nami młode małżeństwo, które zamiast w podróż poślubną, wybrało się na pielgrzymkę. Mówili, że idą podziękować Bogu za siebie i prosić o dziecko i szczęśliwe małżeństwo.
Patrzyłam na nich i marzyłam, że i ja kiedyś stworzę taką rodzinę. Szedł z nami ksiądz Jacek. Lubiłam słuchać jak do nas przemawiał, tłumaczył nam czym jest miłość i jak ważna jest wiara i nadzieja. Często wieczorami siadaliśmy razem, ksiądz Jacek brał gitarę i śpiewaliśmy "Barkę". Nie wiem kiedy to się stało, że nasze spojrzenia coraz częściej zaczęły się "spotykać" a moje serce coraz szybciej biło na jego widok.
Pielgrzymka się zakończyła, jednak Monika wciąż miała kontakt z księdzem Jackiem. Pisali do siebie, rozmawiali przez telefon, spotykali się.
– To było takie piękne, mogliśmy godzinami rozmawiać o książkach, filmach o życiu – wspomina młoda kobieta. – Chłonęłam każde jego słowo. Nie zastanawiałam się, że jest księdzem. Byliśmy tylko my i nasze rozmowy. Jacek opowiadał mi, dlaczego podjął decyzję o wstąpieniu w stan duchownego. Mówił tak pięknie o Bogu, który pozwolił mu na ucieczkę z rodzinnego domu, pełnego przemocy i pijaństwa.
Nie doszło między nimi przez ten czas do żadnego fizycznego zbliżenia, jednak uczucie było coraz silniejsze. Dziewczyna nie mogła przestać myśleć o Jacku, już nie jak o księdzu czy przyjacielu, uważała go za wspaniałego mężczyznę, którego pokochała.
– Przyszedł dzień, w którym Jacek powiedział, że mnie kocha i myśli o zrzuceniu sutanny – wspomina Monika. – Przestraszyłam się tej decyzji i choć nigdy nie doszło między nami do zbliżenia, to kochałam go całym sercem. I nadszedł dzień, w którym Jacek porzucił stan duchowny. Niełatwo było mu się odnaleźć się w nowych realiach. Przecież z dyplomem magistra teologii w kieszeni i zerowym doświadczeniem zawodowym o dobrą pracę trudno. Dlatego Jacek imał się różnych zajęć: był sprzedawcą, pisał prace magisterskie, pracował na budowie. Trudno mu się było się przyzwyczaić do sytuacji. Ale przetrwaliśmy! Przyjechaliśmy do mojego miasta, by tu razem żyć. Niestety, część rodziny dowiedziała się kim był Jacek i potępiła naszą decyzję. Sąsiedzi przestali się do nas odzywać...
Była to bardzo trudna do zniesienia sytuacja. Najgorzej znosił to Jacek... Nie mogłam patrzeć dłużej jak się tym wszystkim przejmuje i męczy, dlatego postanowiliśmy wyjechać do Olsztyna. Tu odnaleźliśmy spokój. Zamknęliśmy stary rozdział życia.
W Olsztynie wzięli ślub cywilny. Chcieli żyć normalnie, pracować, mieć przyjaciół. Zawsze jednak bali się odrzucenia, tego, że ich dzieci będą słyszały za plecami "jesteś dzieckiem księdza".
Mają mały krąg znajomych. Takich, którym mogą ufać. Chodzą do kościoła. Są rodzicami wspaniałej 3-letniej Helenki i rocznego Maciusia. Oboje są ich wielką radością. Czy żałują decyzji podjętej przed laty?
– Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Jackiem – zapewnia Monika. – To wspaniały człowiek, dobry ojciec, mądry człowiek i przyjaciel. Jesteśmy szczęśliwi. Myślę, że nikomu żadnej krzywdy nie wyrządziliśmy. Połączyło nas szczere uczucie. Nie chcieliśmy żyć w świecie kłamstw, ukrywanych spotkań. Żyjemy zgodnie z bożymi przykazaniami i tak też wychowujemy nasze dzieci. Czy kiedyś poznają prawdę o naszej zakazanej miłości? Myślę, że tak. Chcemy być uczciwi w stosunku do siebie i do nich. Nie planowaliśmy tej miłości, ale ona po prostu spadła na nas niespodzianie. Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie. To nie były łatwe decyzje. Zawsze trzeba być po prostu dobrym człowiekiem...

Joanna Karzyńska

Komentarze (38) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Barnaba #2631621 | 83.9.*.* 26 lis 2018 17:44

    Z jednej strony plebiscyt na najlepszego proboszcza, a zaraz potem gloryfikujący artykuł o słabym człowieku, który zdradził kapłaństwo. Wyjątkowa hipokryzja dziennikarska. A może pan Naczelny Redaktor wysmaruje artykuł o ukraińskim księdzu, którego rzuciła żonka i poszła w siną dał z kucharzem? Też bedzie co poczytać.

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (4)

    1. Pracy nie mógl znalesc ? #2631476 | 80.2.*.* 26 lis 2018 14:00

      Pelno pracy jest

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Magda #2631466 | 88.156.*.* 26 lis 2018 13:42

        W zasadzie nie ma się czym chwalić, a wyciąganie osobistych, prywatnych brudów, jest poniżej krytyki, o!!!

        Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

      2. Ololo #2631227 | 188.146.*.* 26 lis 2018 00:35

        Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Wykastrowac bezbożnika !

        1. werbena #2631170 | 24.150.*.* 25 lis 2018 20:21

          Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Posoborowy( po II watykańskim soborze), heretycki kościół "katolicki" nie jest Kościołem Katolickim. Automatycznie święcenia kapłańskie w tym kościele są NIEWAŻNE. Ten człowiek nigdy nie był księdzem! Po 1958 roku to maskarada.

          Pokaż wszystkie komentarze (38)
          2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5