Traktowała nas gorzej niż psa...

2018-08-19 11:42:09(ost. akt: 2018-08-19 13:41:50)

Autor zdjęcia: Joanna Karzyńska

W rodzinnym domu był głód, brud i alkohol... w adopcyjnym czekał je smutek, poniżenie i cierpienie. Tego się nie zapomina, to w nich tkwi do dziś. Pomimo, że mają swoje rodziny i szczęśliwe życie nie potrafią zapomnieć o tym co zgotowali im rodzice.
Kasia ma dziś 41 lat i jak mówi przeszła koszmar adopcji. Dziś sama jest matką trójki dzieci, ma wspaniałego męża i dom na obrzeżach Olsztyna. Myślami często wraca do swojego dzieciństwa... Dla niej to wciąż przykre i bolesne wspomnienia. — Pewnych rzeczy i sytuacji nie da się wymazać z pamięci — mówi Kasia. — W moim rodzinnym domu królował alkohol, w domu dziecka smutek, ale to, co z siostra przeżyłyśmy w adopcyjnym domu, to był po prostu koszmar, o którym nie potrafimy zapomnieć.

Do siódmego roku życia Kasia mieszkała z rodzicami i 4-letnią siostrą w małej wsi pod Szczytnem. Nie był to jednak dom, o którym marzy mała dziewczynka. Często brakowało w nim na chleb i podstawowe potrzeby. Rodzice często zapominali o tym, że w domu są dzieci i trzeba o nie dbać. Ważniejszy był alkohol niż rodzina. Dziewczynki chodziły brudne i głodne, czasem nie miały co na siebie założyć. Zdarzało się, że sąsiedzi przynosili im jedzenie i jakąś odzież i obuwie.

— Mój dom często odwiedzały panie z GOPS-u, jednak rodzice nic sobie z tych wizyt nie robili — opowiada Kasia. — Pamiętam, że jak byli pijani. to nie otwierali drzwi nikomu. Chyba, że się awanturowali, to wtedy mama dzwoniła na policję. Przyjeżdżali, spisywali i odjeżdżali. A ja z siostrą skulone w kącie cichutko popłakiwałyśmy ze strachu... i często z głodu — wspomina.

W końcu sąd rodzinny zdecydował o ich odebraniu rodzicom. Dzieci zostały umieszczone w placówce i tam mieszkały ponad dwa lata. Pewnego dnia dowiedziały się, że bezdzietne małżeństwo chce je adoptować. — Najbardziej obawiałam się, że będą chcieli adoptować jedną z nas. Nie chciałyśmy aby nas rozdzielono — opowiada Kasia. — Z niecierpliwością oczekiwałyśmy na pierwsze spotkanie. Zastanawiałyśmy się, czy się spodobamy nowym rodzicom. Ewcia przytulała do siebie kurczowo pluszowego misia, a ja z nerwów nie mogłam zjeść śniadania. Niewiele pamiętam z tego spotkania, elegancka pani i uśmiechnięty mężczyzna, który nic nie mówił. Kobieta wypytywała nas o wiele rzeczy, na koniec zapytała, czy chcemy z nimi pojechać. Bałyśmy się. W domu dziecka było wszystko, ale brakowało nam miłości. Chciałyśmy, żeby ci ludzie dali nam rodzinę, bezpieczeństwo i miłość...

I tak dziewczynki znalazły się w nowym, pięknym domu z ogrodem, o którym marzyły w swych małych serduszkach. Na dodatek na podwórku biegał piesek. Dziewczynki były bardzo szczęśliwe, myślały, że w końcu i ich los się odmieni. — Dom był piękny, nasz pokój również. Nasza nowa mama od razu powiedziała, że mamy być grzeczne, nie brudzić się i słuchać jej poleceń — opowiada Kasia. — Czekałyśmy, że może nas przytuli i powie coś miłego. Pierwszą noc spędziłyśmy w jednym łóżku tuląc się do siebie. I tak zaczęło się nasze nowe życie: ładne ubrania, smaczne jedzenie, ale bez żadnych uczuć. Mama kochała jedynie pieska — to jego głaskała, przytulała, a kiedy byłyśmy niegrzeczne zabraniała nam się z nim bawić.

Marzenia o ciepłym domu, miłości i szczęściu prysły jak bańka mydlana. Dziewczynki szybko zrozumiały, że nowi rodzice nie darzą ich uczuciem jakiego pragnęły. W domu panowała atmosfera rygoru i ciągłego strofowania. Każda z dziewczynek miała swój zakres obowiązków, który musiała wykonać po powrocie ze szkoły.

— Mama i tata pracowali zawodowo i kiedy wracali do domu chcieli odpocząć — opowiada dziewczyna. — Musiałyśmy mamie zdejmować buty i zakładać kapcie. Po obiedzie wszystko musiało lśnić w kuchni. Matka za najdrobniejszą smugę mówiła, że "znajdy niczego się nie nauczyły". Starałyśmy się sprzątać, prać i robić wszystko, żeby zasłużyć na jej miłość. Niestety, chyba ona nie potrafiła nas kochać ani zaakceptować. Byłyśmy po prostu służącymi, a kiedy któraś z nas się buntowała, matka pokazywała nam drzwi wejściowe nazywając niewdzięcznymi albo mówiła "idźcie do tej swojej patologii, tam tylko się nadajecie". Ojciec nigdy nie stawał w naszej obronie, bo bał się żony. Im byłyśmy starsze, tym bardziej przeszkadzałyśmy matce.

Koszmar trwał, dziewczyny starały się wspierać wzajemnie. Rozumiały, że mają tylko siebie. Kiedy po raz pierwszy Kasia wróciła ze szkoły z jedynką, matka zamknęła ją w piwnicy bez jedzenia i picia na całą noc. Nie pomogły prośby, przeprosiny ani obietnica, że poprawi złą ocenę. Gniew matki przybierał na sile. Coraz częściej zamykała córki w piwnicy, nie dawała im jeść czy wyrzucała im wszystkie rzeczy z szafek i kazała całą noc sprzątać. Zdarzało się, że potrafiła w złości uderzyć którąś z nich, a potem brała psa na kolana i całowała go mówiąc do niego "skarbeczku".

Kiedy matka organizowała przyjęcia, musiały udawać, cały czas się uśmiechać i być na każde jej zawołanie. Nikt nie podejrzewał jednak, jaki dramat rozgrywa się w tym domu. — Kiedy tylko udało mi się ukończyć szkołę średnią, znalazłam pracę w Olsztynie i wyprowadziłam się z domu — kontynuuje swoją historię Kasia. — Trzy lata później dołączyła do mnie siostra. Jak zabierałyśmy jej rzeczy z domu, to matka nam wykrzyczała, że pożałujemy... Że jesteśmy niewdzięczne i że cały majątek przepisze na schronisko dla psów. Powiedziałam jej wtedy, że nigdy nie zależało nam na jej majątku. Potrzebowałyśmy tylko miłości, ale do niej raczej nic nie dotarło. To w Olsztynie rozpoczęłyśmy normalne życie. Minęło prawie 20 lat, cztery lata temu zmarł nasz adopcyjny ojciec. Byłyśmy na pogrzebie, ale matka nawet do nas nie podeszła. Ona wciąż uważa, że to my jesteśmy niewdzięczne. Dziś obie mamy swoje rodziny, dzieci. Bycie mamą to odkrywanie w sobie siły o istnieniu której nie miałam pojęcia. Miłość, która nie liczy na wzajemność, energii, która wzajemnie się napędza, to gwarantowany uśmiech każdego dnia! Rodzina to nasze największe szczęście. Nie jest ważne jaki mamy dom i co w nim jest, ważne jest to, że nasze dzieci są kochane i bezpieczne. Nie każda adopcja ma szczęśliwy finał, bo może nie każdy jest zdolny do miłości.

jk


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

Komentarze (9) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. e #2558632 | 2.202.*.* 19 sie 2018 14:48

    Smutna historia, cale szczescie, ze macie siebie. Dziwie sie niektorym ludziom, ktorzy nie rozmawiaja ze swoimi siostrami czy bracmi, kloca sie i potrafia latami ze soba nie rozmawiac, a to takie szczescie miec rodzenstwo, tym bardziej jak nie ma sie rodzicow...

    Ocena komentarza: warty uwagi (31) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Malami #2558861 | 213.76.*.* 19 sie 2018 20:39

      Laza kreci sie w oku czytakac taka historie.Ludzie sa straszni.... Zycze Paniom powodzenia w zyciu osobistym i duzo milosci.Moze ta milosc nadgonicie wlasnie dzieki swoim dzieciom.

      Ocena komentarza: warty uwagi (26) odpowiedz na ten komentarz

    2. mat #2558945 | 88.156.*.* 19 sie 2018 22:53

      dlatego narkomanów, alkoholików, degeneratów. kryminalistów obu płci powinno się sterylizować w młodym wieku, tak aby nie mogli mieć dzieci i przez to ich krzywdzić

      Ocena komentarza: warty uwagi (24) odpowiedz na ten komentarz

    3. Aro #2558698 | 89.228.*.* 19 sie 2018 16:14

      Smutna historia sam ma dziecko i go bardzo kochamy nie wyobrażalne to dla mnie

      Ocena komentarza: warty uwagi (19) odpowiedz na ten komentarz

    4. gość #2558792 | 178.36.*.* 19 sie 2018 19:11

      nie każdy człowiek ma predyspozycje do bycia rodzicem, ośrodek adopcyjny czy sąd nie zawsze to wychwyci. niestety cierpią dzieci, a i te osoby nie są szczęśliwe.

      Ocena komentarza: warty uwagi (18) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (9)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5