Brajan Kisiel: Mierzyliśmy w awans do a-klasy

2018-07-22 07:52:18(ost. akt: 2018-07-22 07:58:05)

Autor zdjęcia: archiwum Wałpuszy 07 Jesionowiec

— Z największego minusa, czyli problemów kadrowych, potrafiliśmy uczynić największy plus "Gieksy" — mówi Brajan Kisiel. Z jednym z filarów GKS Szczytno rozmawiamy m.in. o historycznym awansie do a-klasy i sąsiedzkich bojach z Wałpuszą.
— Zajęliście pierwsze miejsce w lidze. 7 punktów przewagi nad resztą stawki. Tak szczerze: na początku sezonu wierzyliście, że może być tak dobrze?
— Na pewno mierzyliśmy w awans. Taki był nasz główny cel. Od lat plasowaliśmy się blisko czołówki, ale zawsze brakowała postawienia "kropki nad i", by sięgnąć po awans. Teraz, wreszcie, udało nam się to osiągnąć. I to faktycznie z dużą przewagą. Zaczynając sezon nie spodziewaliśmy się, że wszystko pójdzie tak stosunkowo gładko. Zwłaszcza biorąc poprawkę na fakt, że mieliśmy problemy kadrowe w okresie przygotowawczym, przez co nie został on solidnie przeprowadzony.

— Jakim cudem nieprzygotowani zdominowaliście więc tabelę?
— Mamy w GKS kilku naprawdę dobrze grających chłopaków, wiemy czego spodziewać się po kim i na boisku, i poza nim. Myślę, że każdy z osobna zmobilizował się w sobie na tyle, że dzięki tej motywacji i sercu do gry mogliśmy na początku sezonu nadrabiać ewentualne braki w przygotowaniu. Później udało nam się podgonić z formą... i efekty przyszły same.

— Co w tym sezonie uznałbyś za największy atut "Gieksy"?

— To, że z największego minusa, czyli problemów kadrowych, potrafiliśmy uczynić największy plus. Dość szybko wypracowaliśmy stabilizację kadrową. Co kolejkę mieliśmy mocną podstawową jedenastkę, w której grali zazwyczaj ci sami zawodnicy. Trzon zespołu był solidny, a do tego dysponowaliśmy szeroką ławką rezerwowych. Ważnym był na pewno i "team spirit", czyli atmosfera w drużynie. Pod tym względem chyba trudno, by mogło być lepiej.

— Z drugiej strony. Co uznałbyś za największą wtopę sezonu?
— Prawdę mówiąc nie przychodzi mi żaden konkretny moment do głowy, oczywiście poza wspomnianymi kłopotami w okresie przygotowawczym. Po pewnym czasie, gdy szliśmy od zwycięstwa do zwycięstwa, trudne stało się dźwiganie presji na barkach. Nikt nie chciał przerywać tej świetnej serii bez porażki. A poprzeczka szła w górę, bo jak wiadomo, każdy robił wszystko, by ograć lidera.

— Przez cały rok udało się to tylko raz, waszym sąsiadom z Wałpuszy. Byli ekipą, która dała się wam najbardziej we znaki?
— Wiadomo, derby rządzą się w końcu swoimi prawami. Nie ma sensu ściemniać, że w którymkolwiek ze 3 spotkań z nimi w tym sezonie odpuściliśmy. Cały czas graliśmy najmocniejszym składem. Gdy mieliśmy spotkać się na murawie z Wałpuszą 07 Jesionowiec, nikogo nie trzeba było motywować. Po pierwsze - takie mecze rodzą prestiż lokalnej piłki. Po drugie - z kim podjąć ostrą walkę, jeśli nie z wiceliderem?

— Po porażce i remisie, na "do widzenia" utarliście im nosa i wygraliście 5:2. Była satysfakcja?
— Tak, ale tylko i wyłącznie w tym pozytywnym sensie. Nie ma złej krwi między naszymi drużynami.

— Miało dla was znaczenie czy Wałpusza awansuje razem z wami?
— Nie skupialiśmy się na tym, kto awansuje jako drugi. Tak po prawdzie, to nawet nie wiedzieliśmy do końca czy w ogóle dwa zespoły w naszej grupie będą premiowane awansem. Wiadomość, że idziemy z "07" razem do a-klasy, wyjdzie "na plus" od strony sportowej. Emocji też będzie więcej, bo znów szykują się derby. To sukces całej lokalnej piłki.

— Pozostając przy "07"... Jak świętowaliście awans?
— (śmiech) Tradycyjnie, ale bez przesady. Okazję do bardziej oficjalnego świętowania będziemy mieli 4 sierpnia. Ruszamy wówczas z całym klubem na Stadion Narodowy, gdzie rozegrany zostanie mecz Legii Warszawa z Lechią Gdańsk. W tym miejscu podziękowania w kierunku Jarosława Kostiuka, inicjatora i głównego organizatora całego przedsięwzięcia.
Obrazek w tresci

Brajan Kisiel (z prawej), fot. Paweł Piekutowski

— Legia i Lechia niezbyt się kochają. Po której stronie barykady staniecie?
— Nie wiem jak reszta chłopaków będzie kibicowała. Osobiście nie jestem fanem żadnej z drużyn występujących w polskiej Ekstraklasie. Będę cieszył się wyjazdem, dobrym meczem (miejmy nadzieję). Niech po prostu wygra lepszy zespół.

— Szczytno dzieli się na dwa futbolowe obozy. SKS i GKS. Bywają czasem jakieś "zgrzyty" na tej linii?
— Nie, zdecydowanie nie. GKS, jak nazwa wskazuje, to Gminny Klub Sportowy. W praktyce bardziej dotyczy więc obszarów wokół miasta. Większa część naszych zawodników to chłopaki właśnie z okolicznych, podszczycieńskich miejscowości. SKS to natomiast klub należący do miasta. Zupełnie dwa inne obozy. Konfliktów nie było i nie ma. Większość zawodników "Gieksy" i SKS nie tylko się kojarzy, ale często nawet bardzo dobrze się ze sobą trzyma.

— SKS gra w okręgówce. Nie kusiło nikogo od was, by zmienić barwy? Część pewnie chętnie by przywitali, bo nie zawsze mają kolorowo ze składem.
— Prawdę mówiąc... Nie wiem. Propozycje zawsze jakieś są. Pewnie były więc i w tym przypadku. Wątpię jednak, by ktoś od nas z takowej chciał skorzystać. Trzymamy się w zwartej grupie i myślę, że każdemu - owszem - marzy się okręgówka, ale chciałby w niej grać w naszych, zielono-żółtych barwach.

— Nim okręgówka, was czeka najpierw debiut w a-klasie. Jest coś, czego obawiacie się "piętro wyżej"?
— Po awansie z b-klasy obawiamy się naturalnie tego, by zbyt szybko i boleśnie nie spaść znów na "stare śmieci" (śmiech). Czas pokaże jak prezentować będą się drużyny poziom wyżej. Może różnica klas nie okaże się w naszym przypadku aż tak pokaźna.

— Na ile realne jest to, że się utrzymacie w klasie A?
— Jeśli tylko dysponowalibyśmy stabilnością kadry, jej siłą, motywacją i zaangażowaniem, którymi cieszyliśmy się w sezonie 2017/2018, to nie powinniśmy obawiać się o utrzymanie. Trudno jednak powiedzieć jak powyższe czynniki będą prezentować się w ciągu kolejnych miesięcy. Trzymam kciuki i wierzę w to, że nie będzie zmian na gorsze.

— Wiadomo już coś o ewentualnych osłabieniach i wzmocnieniach GKS?
— Obecnie niewiele. Nie pojawiły się głosy, by kogoś miało zabraknąć. Planowane było poza tym jedno, dość konkretne wzmocnienie w ofensywie. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się jednak, że nic z niego nie będzie. Zawodnik jest związany z innym klubem, który zażyczył sobie "odstępnego". Dość wysokiego swoją drogą. A tego typu "transfery" to jednak zdecydowanie zbyt dużo jak na realia a-klasy.

— Wraz z awansem odczuliście wzrost zainteresowania ze strony kibiców? Jest w ogóle komu bić brawo na meczach GKS?
— Myślę, że awans na pewno w jakimś stopniu wpłynął na wzrost zainteresowania naszym klubem. Na meczach zawsze jest choćby garstka kibiców. W przypadku derbów naturalnie jest nieporównywalnie lepiej, co widzieliśmy np. na boisku w Lemanach, które było praktycznie oblężone przez kibiców GKS i Wałpuszy. Frekwencja wśród kibiców powinna poprawić się też po tym, gdy będziemy mogli wreszcie przenieść się z meczami na boisko gminne w Olszynach. Tam zawsze zbierało się najwięcej naszych kibiców. Plusem jest to, ze trwają tam prace nad poprawą murawy, budowana jest też szatnia z siłownią. Trybuny pomieszczą tam ok. 100 kibiców. Mamy nadzieję, że naszą walką na boisku sprawimy, że uda się je zapełnić.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5