Trener Pietrzak: Nie podpiszę już umowy z SKS

2018-07-03 09:09:46(ost. akt: 2018-07-03 09:11:35)

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

ROZMOWA/// — Co trzeba było zrobić, to zrobiłem. Teraz czas, by moje obowiązki przejął ktoś inny — mówi Paweł Pietrzak, do niedawna trener SKS Szczytno, który w tym sezonie zaprowadził swą drużynę na solidne, 6. miejsce w klasie okręgowej.
— W ostatnich latach było dużo roszad na ławce trenerskiej SKS. Spodziewać się kolejnej czy zostajesz na dłużej?
— Długo o tym myślałem. To nie była łatwa decyzja, ale zdecydowałem, że nie podpiszę już umowy z SKS na kolejny sezon.

— Czemu?
— Tak naprawdę moja praca trenerska już od dawna nie była uzasadniona ekonomicznie. Miała negatywny wpływ nie tylko na prowadzoną przeze mnie działalność gospodarczą, ale i na sprawy rodzinne. Nie miałem praktycznie czasu dla najbliższych. Sytuacji nie ułatwia również fakt, że od ponad 7 lat mieszkam w Olsztynie. Godziłem się jednak z ciągłymi dojazdami itd., dopóki wiedziałem, że mam w SKS jeszcze coś do zrobienia. Co trzeba było zrobić, to zrobiłem. Teraz czas, by moje obowiązki przejął ktoś inny. Myślę, że sytuację wyjściową pozostawiam dość dobrą. Zwłaszcza biorąc poprawkę na stan drużyny, który zastałem w styczniu 2017 roku, kiedy to objąłem funkcję trenera.

— Kogo widziałbyś na swoim miejscu?
— SKS może pójść jedną z dwóch dróg. Albo zainwestuje w któregoś z młodych trenerów, który będzie chciał się rozwijać. Może też postawić na doświadczenie, dobrych fachowców w okolicy przecież nie brakuje. Jedna i druga opcja ma swoje zalety, obie obciążone są też pewnym ryzykiem. Niezależnie jakiego wyboru dokona zarząd, na pewno będę mocno trzymał kciuki za sukcesy nowego szkoleniowca.

— Gdy rozmawialiśmy wcześniej, stwierdziłeś, że 6. lokata nie oddaje waszego poziomu sportowego. Jaki zatem jest wasz poziom?
— Potencjał kadrowy w minionym sezonie był taki, że mogliśmy pokusić się nawet i o wygranie ligi. Głównym problemem było jednak to, że nie we wszystkich meczach mogłem korzystać z tych zasobów. A gdy ludzi brak... To i o efekty trudno.

— Szczytno ma blisko 30 tys. ludzi. Dla porównania Pasym czy Wielbark mają niemal 10 razy mniej. Jakim cudem nie ma komu u was grać?
— To właściwie temat rzeka. Podam pewien przykład, na podstawie którego większość będzie zapewne w stanie wyciągnąć wnioski. Wraz z trenerem Markiem Jurczakiem pracowaliśmy (on 9 lat, ja 7 lat) z rocznikami 2001 i 2002. Część z tych chłopaków kontynuuje obecnie swoją przygodę w klubach walczących o udział w Centralnej Lidze Juniorów, część nawet już w niej gra. We wrześniu dwóch kolejnych wzmocni szeregi MOSP Białystok. Mimo to w Szczytnie zostanie jeszcze grupa utalentowanych chłopaków z tych roczników, którzy mogliby wspomóc działania seniorów. Nie schował się przed nami żaden utalentowany zawodnik w powiecie z tych roczników...

— Skoro jest tak dobrze, to czemu jest więc tak źle?
— Nie każdy chce wiązać później swoje życie z piłką nożną. Niektórzy trafiają do innych klubów, inni wyjeżdżają na studia czy idą do pracy, która często uniemożliwia im spędzanie co tydzień wielu godzin na treningach i występowanie w meczach ligowych, zwłaszcza tych na wyjeździe. Tylko my z Markiem wiemy ile poświęciliśmy przez ten cały czas, by zbudować coś na tym poziomie. To jednak wciąż kropla w morzu. Do porządnej pracy z młodzieżą potrzeba dużo pasji, konsekwencji i gotowości do poświęceń. Trudno jest tego wymagać od ludzi płacąc 400 zł miesięcznie. Na szczęście zdarzają się wciąż pozytywni wariaci, którzy robią to wszystko z samej "miłości" do klubu, do piłki. To jest nadzieją dla SKS.

— Jest szansa, by szeregi były liczniejsze w przyszłym sezonie? O jakich wzmocnieniach i osłabieniach składu wiesz w tej chwili?
— Szansa pewnie jest, ale kształt drużyny nie będzie już zależał ode mnie. Wszystko leży w rękach zarządu klubu i przyszłego trenera.

— SKS ma jedną z najmocniej rozbudowanych struktur młodzieżowych w okolicy. Kiedy szkolenie młodych zacznie przekładać się na drużynę seniorów?
— Szczerze? Wtedy kiedy klub zacznie być wydolny organizacyjnie. Wśród działaczy również potrzeba "pozytywnych wariatów", którzy w imię sportu byliby skłonni ciężko pracować, głównie społecznie i bezinteresownie. Wydaje mi się jednak, że obecne szczycieńskie środowisko piłkarskie nie jest na tyle mocne, żeby wygenerować odpowiednią liczbę naprawdę angażujących się w życie klubu ludzi. Rąk do pracy brakuje, a w klubie jest mnóstwo do zrobienia. Gdyby została uporządkowana ta kwestia, to można byłoby nawet myśleć o zmianie klasy rozgrywkowej na wyższą.

— Skupmy się na aspekcie sportowym. Porażka 9:2 w Orzyszu. Najgorszy moment całego sezonu czy były gorsze?
— Tak, nie ukrywam, że było to dla nas wszystkich bardzo trudne doświadczenie. Nie przychodzi mi do głowy chyba nic, co przebiłoby wyjazdową klęskę ze Śniardwami Orzysz.

— Co zawiodło w tym pojedynku?
— Trzeba podkreślić, że rywale byli w tym sezonie u siebie niezwykle mocni. Na własnym stadionie przegrali tylko jeden mecz, a i to minimalnie. 5:0 potrafili tam przegrać i Czarni Olecko, którzy awansowali przecież do IV ligi. My natomiast pojechaliśmy tam tylko z jednym nominalnym obrońcą. Lukę staraliśmy się zapełnić innymi zawodnikami. I to takimi, którzy nie tylko mało w życiu grali w linii defensywnej, ale mieli także niezaleczone kontuzje. A rywale... Mieli dużo jakości w ofensywie i bezwzględnie wykorzystali nasze niedostatki.

— Jak w szatni komentowaliście to spotkanie po meczu? Uśmiechów raczej nie było.
— Chłopakom grającym w SKS z pewnością nie można zarzucić braku charakteru. Niektórzy pewnie by się załamali. My byliśmy jednak zwyczajnie... wściekli. Myśleliśmy tylko o tym, by jak najszybciej wrócić na boisko i zmazać tę plamę. I kolejne 3 mecze z rzędu wygraliśmy...

— ...a na ostatnim, wyjazdowym pojedynku z Różnowem się nie pojawiliście.
— Dysponowałem tylko 10 zawodnikami, w tym jednym kontuzjowanym. Wesele, inne uroczystości rodzinne, praca w dniu meczowym... Takie często są realia piłki amatorskiej na naszym poziomie organizacyjnym.

— Takie wpadki to sprawdzian wierności dla kibiców. Czuliście ich wsparcie w tym sezonie?
— Grupa kibiców SKS nie jest jakaś spektakularnie liczna, ale jest naprawdę świetna i solidna. Gdy graliśmy u siebie, wiadomo, doping był zawsze dużo mocniejszy. Ale nie brak w ich szeregach i takich, którzy byli w stanie pojechać z nami, by dodać otuchy na wyjeździe. Jestem im ogromnie wdzięczny. W imieniu swoim i chłopaków serdecznie im dziękuję, bo to była dla nas taka prawdziwa, "faktyczna" pomoc.
Obrazek w tresci

— Kogo po minionych miesiącach uznałbyś za najsolidniejsze ogniwo SKS? A może jest i ktoś, na kogo nie stawiałeś, a kto mile zaskoczył Cię swoim zaangażowaniem i poziomem gry?
— Nie podchodzę do tego w ten sposób. Piłka nożna to dla mnie sport typowo drużynowy, więc nie są aż tak ważne poszczególne nazwiska. Mam ogromny szacunek do wszystkich tych, którzy przez minione półtora roku podchodzili uczciwie do swoich sportowych, klubowych obowiązków. A tym samym do zespołu, kolegów z drużyny... a także do mnie.

— Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym sezonie w okręgówce spotkacie się m.in. z Omulwią Wielbark i Błękitnymi Pasym. Jak realna jest szansa, by SKS był najlepszą drużyną powiatu?
— Szansa na to jest. I to duża. Kadrowo będą to przecież ekipy na bardzo podobnym poziomie. O hierarchii zadecyduje głównie rzetelność pracy na treningach i wsparcie (w tym finansowe), na które będą mogły liczyć kluby z naszego powiatu.

— Jakie relacje łączą was z tymi klubami? Dobrzy sąsiedzi czy raczej bez sentymentów, czyli po prostu kolejni rywale do ogrania?
—Mogę mówić tylko za siebie. A z mojej strony wygląda to tak, że w Pasymiu trzon zespołu stanowią moi koledzy z boiska. Grałem tam 1,5 roku i nadal mamy dobre relacje. W Wielbarku od lat znam się natomiast z trenerem Mariuszem Korczakowskim, którego robotę zawsze niesamowicie szanowałem. Z częścią zawodników Omulwi jestem też na stopie koleżeńskiej. Jednak na boisku... Ten kto mnie zna, ten wie, że wszystkie relacje przestają mieć dla mnie znaczenie między pierwszym a ostatnim gwizdkiem sędziego. A już w szczególności w meczach derbowych.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5