Kobieta, która oddała dziecko do adopcji po latach skontaktowała się ze swoją córką. Dzięki naszym czytelnikom

2018-01-07 20:00:50(ost. akt: 2018-01-07 13:18:49)

Autor zdjęcia: Joanna Karzyńska

Pamiętacie smutną historię pani Danuty, która zmuszona przez swoich rodziców oddała swoją córkę do adopcji? Od tamtej pory minęło prawie pół wieku, a ona wciąż nie może sobie wybaczyć... Komentarze naszych czytelników sprawiły, że kobieta zdecydowała się podzielić swoją traumą z najbliższymi i odnaleźć córkę.
Historia pani Danuty, którą nasi czytelnicy poznali w wydaniu z 8 grudnia, zaczęła się jak wiele podobnych: na zabawie poznała chłopaka, który skradł jej serce. Przyjechał tu za pracą aż spod Bartoszyc. Spotykali się przez kilka miesięcy, przysięgał miłość, obiecywał ślub. 18-letnia dziewczyna zaszła w ciążę, a wtedy chłopak się ulotnił. Rodzice zdecydowali stanowczo, że córka tuż po porodzie odda dziecko do tzw. adopcji ze wskazaniem.


Kiedy poznała przyszłego męża, zwierzyła mu się ze swojej traumy. Pomógł jej zobaczyć Basię i upewnić się, że jest szczęśliwa. — Wiedziałam już, że moja córka ma dobry dom. Cały czas modliłam się o jej szczęście, zdrowie i o to, żebym kiedyś mogła ja usłyszeć i przytulić — opowiadała.
Od przyjścia na świat Basi minęło 47 lat, a 42 od momentu, kiedy pani Danuta widziała po raz ostatni córkę. Myślała o Basi bardzo często, zastanawia się jak potoczyły się jej losy.

— Najtrudniej przeżyć mi kolację wigilijną... Patrzę na pusty talerz na stole, który stawia się dla zbłąkanego gościa i marzę, by kiedyś zasiadła przy nim Basia — mówiła, kiedy po raz pierwszy zdecydowała się opowiedzieć swoją historię. — Dzieci czasem pytają, dlaczego — dzieląc się co roku z nimi opłatkiem — płaczę. Nigdy nie odważyłam się powiedzieć im, co zrobiłam i dlaczego. Na szczęście, zawsze jest przy mnie mąż Tadeusz, który mnie wspiera. W swoich modlitwach zawsze proszę Boga, by obdarzył cię szczęściem i dziękuję mu, że na naszej drodze postawił wspaniałych ludzi, jakimi są twoi rodzice.
Po opublikowaniu artykułu "Spowiedź matki: oddałam córkę do adopcji. Wciąż nie mogę sobie wybaczyć" — posypały się komentarze, z których wiele nie krytykowało wyboru naszej bohaterki.


Dzieci i wnuki pani Danuty natychmiast rozpoczęły poszukiwania swojej siostry i cioci. Znali nazwisko adopcyjnych rodziców, więc już po świętach odnaleźli Basię. Na Facebooku odnaleźli też jej syna i oglądając jego rodzinne zdjęcia natrafili na jedno z rodzicami.

Teraz z fotografii spoglądała na mnie piękna, dojrzała i uśmiechnięta kobieta. Nie jestem w stanie opisać radości, którą czułam. Jednak moje dzieci miały dla mnie jeszcze jedną niespodziankę, udało im się dostać numer telefonu do Basi.
Pani Danusia nie miała odwagi zadzwonić. Dwa dni w kieszeni nosiła numer telefonu do córki. Pierwszy telefon wykonał jej syn Krzysztof. I choć jemu też słowa grzęzły w gardle, zadzwonił do siostry. Długo tłumaczył, kim jest i dlaczego dzwoni. W pewnym momencie podał telefon pani Danucie i wtedy kobieta usłyszała głos swojego dziecka.

Opowiedziała mi o swoim pięknym dzieciństwie przepełnionym miłością, o tym jak w wieku 18 lat rodzice wyznali jej, że jest adoptowana, o swojej rodzinie. Jej rodzice adopcyjni, niestety, już nie żyją i tak naprawdę jej całym światem jest mąż i dwóch synów. Mówiła, że czasem myślała czy ma jakieś rodzeństwo i czy jej matka biologiczna żyje. Przyznała, że ucieszyła się z telefonu swojego brata, jednak potrzebuje czasu, by to wszystko sobie poukładać.

Po rozmowie z panią Danutą, przyszła kolej na siostrę, która nie kryła łez. Rozmowy trwały ponad dwie godziny, ale jeszcze długo po ich zakończeniu dzieci siedziały z panią Danutą przytulone, zamyślone i szczęśliwe. Rodzeństwo ustaliło, że kiedy tylko Basia zdecyduje się na spotkanie, pojadą do niej. Teraz zamierzają się kontaktować telefonicznie. Dzwonili już do niej z noworocznymi życzeniami.

— Chciałam podziękować czytelnikom, że dali mi siłę do wyznania prawdy. To co teraz dzieje się w moim sercu to przechodzi ludzkie wyobrażenie — cieszy się kobieta. — Wyglądam przez okno i uśmiecham się. Czuję się jakby ktoś zdjął mi z kamień z serca. Nie mogę doczekać się spotkania z Basią, nie liczę, że powie do mnie "mamo" ale marzę, że w przyszłym roku siądziemy razem do wigilijnego stołu — dodaje.
jk

Komentarze (29) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Anias #2738438 | 37.47.*.* 27 maj 2019 14:28

    Moze nalezałoby podziękować choć nie zyją RODZICOM ADOPCYJNYM. To sie im nalezy

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Real #2480178 | 31.6.*.* 8 kwi 2018 10:49

    W tej całej historii najpiękniejsze jest to, że Pani Danuta od początku grała w otwarte karty ze swoim mężem i że on wiedział i akceptował całą sytuację. Dzięki temu miała w nim wsparcie. Inaczej sprawy mogły sie mieć kiepsko jak w jakimś słabym melodramacie... Wyrazy uznania za mądrość i piękne uczucie dla tej pary.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. ania #2414519 | 188.146.*.* 10 sty 2018 13:10

    Pani Danusiu, trzymam kciuki. Mam też nadzieję że Basia szybko zdecyduję się na spotkanie z Panią i rodzeństwem. Powodzenia.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. Love #2414383 | 94.254.*.* 10 sty 2018 10:17

    I tak przez 47 lat nie była w stanie.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  5. Lili #2414064 | 83.31.*.* 9 sty 2018 20:44

    Pani Danusiu :) Czytając w Gazecie Olsztyńskiej Pani wyznania,bardzo mocno wzruszyłam się ... Trzymałam kciuki i życzyłam Pani aby spotkała Pani córkę. Tak się stało :) Życzę Pani oraz całej Pani rodzinie wiele,wiele wspólnych,przepełnionych radością chwil :) Uśmiechu na co dzień i szczęścia. Pozdrawiam serdecznie.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (29)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5