Nigdy nie jest za późno na pisanie

2017-12-02 14:11:08(ost. akt: 2017-12-02 10:16:44)
Przed Państwem wywiad z Jerzym Woźniakiem, autorem książek "Mazur" i "Cyrograf". Pisarz odpowiada na wiele pytań, zdradza kulisy powstania powieści. Mam nadzieję, że ta rozmowa zachęci Was do lektury książki.
Jak zaczęła się Pana przygoda z pisaniem?
Przygoda z pisaniem rozpoczęła się stosunkowo niedawno. Moja pierwsza powieść pt. „Mazur” trafiła do rąk czytelników dwa lata temu, kiedy kończyłem czterdzieści sześć lat. Tak, więc można śmiało powiedzieć, że dosyć późno. Żartuję podczas spotkań autorskich z czytelnikami, że nie była to najgorsza pora na debiut skoro legendarny autor „Imienia Róży” Umberto Eco, popełnił swoje pierwsze dzieło tuż przed pięćdziesiątką w wieku czterdziestu ośmiu lat. Wniosek płynie z tego taki, że nigdy nie jest zbyt późno na realizację takich przedsięwzięć.

"Cyrograf" to nie Pana pierwsza książka...
"Cyrograf" jest moją drugą powieścią sensacyjno-historyczną po "Mazurze", który zawitał na półki księgarń jesienią 2015. Zresztą muszę dodać, że mam do niego więcej sentymentu niż do „Cyrografu”, ponieważ było to bądź, co bądź pierwsze "dziecko".

Dlaczego zdecydował się Pan na napisanie „Cyrografu"? Kiedy i pod wpływem czego powstał pomysł na jej książki?

„Cyrograf" to gorzka refleksja i satyra na rzeczywistość społeczno-polityczną w czasach kwitnącej dyktatury a być może nawet w jakimś stopniu na czasy nam współczesne. Postarałem się ją przekazać czytelnikom stosując z premedytacją celowy zabieg, przenosząc akcję powieści do dawnych Prus Wschodnich w lata pierwszej połowy XX wieku. Było to o dziwo dosyć proste zadanie a momentami nawet zabawne i jednocześnie tragikomiczne. Służalczość wobec partii, koniunkturalizm, brak hamulców i skrupułów przed wyborem zła w celu osiągnięcia swoich korzyści, fanfaronada, efekciarstwo, pozerstwo...

Czy pisząc to dzieło miał pan na myśli jakąś szczególną grupę czytelników?
"Cyrograf" dedykuję wszystkim, którzy nie boją się własnego zdania, którzy wbrew panującym modom i poprawnością głoszą odważnie swoje poglądy. Może to zbyt pompatyczne co powiem, ale kieruję się w życiu pewną maksymą wielkiego Polaka, który powiedział kiedyś mniej więcej tak: "Ten tylko jest wart nazwy człowieka, kto ma swoje przekonania i potrafi je wcielać w życie bez względu na skutki". Myślę, że ta sentencja jest dziś bardzo aktualna i dotyczy zarówno każdego z nas jak również pisarzy, twórców, dziennikarzy itd.

Proszę powiedzieć, skąd pomysł na taki tytuł książki?
Tytuł książki jak już sugerowałem wcześniej jest odniesieniem do postaw społecznych, które kształtują się pod wpływem dyktatury. Większość obywateli Ostpreußen podpisywała w latach 1933-1945 mniejsze lub większe cyrografy. Bywały takie mniejszego "kalibru" czy jakby to powiedzieć dzisiejszym slangiem „lightowe” – na przykład uczestnictwo w wiecu poparcia dla partii. Były również takie z "grubej rury" jak dobrowolny i spontaniczny udział w seansie nienawiści, którego finałem było spalenie synagogi. W powieści na jeden i drugi cyrograf jest mnóstwo przykładów. Praktycznie w każdym rozdziale.

Czy pisanie sprawia Panu przyjemność?
Pisanie i przyjemność? Trochę skomplikowane pytanie dla kogoś, kto rozpoczął przygodę z literaturą w wieku „słusznym". Jestem z wykształcenia pedagogiem i historykiem i najbardziej podobają mi się poszukiwania śladów ludzkiej aktywności w archiwalnych zapiskach, dokumentach, kliszach czy pozostawionych wspomnieniach. Moje obie powieści to nie tylko wymyślone historie, ale również podróż w czasie. Opis sklepów, nazwy ulic, repertuar kina, gatunki piw, nazwy drużyn footballowych w Prusach Wschodnich. Odkrywanie tego wszystkiego to dopiero jest przyjemność!

Skąd wynika potrzeba pisania?
Potrzeba pisania powinna wynikać z jakiegoś głębokiego przekonania o słuszności tego, co się robi i tego, co się myśli. Pisarz licząc na to, że ktoś zechce przebrnąć przez karty jego książki powinien być odpowiedzialny za słowo. Ja staram się taki być i muszę przyznać, że to popłaca. Moi czytelnicy, regionaliści a co ciekawe również potomkowie mieszkańców dawnego Ortelsbuga czy Sensburga oceniają moją pracę pozytywnie. I nie chodzi tu o tak zwany warsztat literacki, do którego być może wiele osób z branży może mieć uwagi. Przypuszczam, że udało się w "Mazurze" a przede wszystkim w "Cyrografie" na nowo "wskrzesić" obraz miast i wsi południowej części Mazur z lat trzydziestych i czterdziestych. Ten ponury, mroczny, pełny ducha zbrodniczej i obłąkanej ideologii ale także ten sielski, bogaty w troski i radości ówczesnej prowincji Ostpreußen.

Czy istnieje dla Pana takie pojęcie jak „wena”? Czy po prostu wstaje Pan rano i pojawia się myśl „dziś mam pomysł na historię”?
Pojęcie takie jak „wena” pasuje bardziej do poety niż pisarza-historyka. Taki ktoś jak ja stoi bardziej twardo na przysłowiowym gruncie niż szuka natchnienia. Oczywiście, że wymyślenie dobrze "skrojonej" fabuły wymaga nie lada fantazji i wyobraźni. Moje pomysły na obie powieści czerpałem z własnej obserwacji i z życia. "Cyrograf" w trzydziestu procentach zawiera wątki autobiograficzne (tak jak u Eco!). Reszta to analiza ludzkich słabostek, namiętności, reakcji na skrajnie trudne sprawy i sytuacje. Człowiek jest ciągle taki sam. Od wieków. I wtedy siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat temu i teraz. Zmiana polega na tym, że musi występować na coraz to innej „scenie”, na której odgrywa swój dramat. Ta „scena” bywa niekiedy przedsionkiem piekła a niekiedy podwórkiem na którym decydują o wszystkim pokraczne pofajdoki czy kłobuki odziane w bogoojczyźniany płaszcz pokryty kurzem hipokryzji i obłudy.

Czy powstaje kolejna powieść?
Kolejna powieść być może powstanie. Moim zamiarem jest napisane trylogii mazurskiej, która na miarę możliwości ukaże dramatyczne losy tej jak ktoś trafnie określił - zaginionej "Atlantydy". Dwie pierwsze części są już na półkach bibliotecznych i jak się ostatnio dowiedziałem, cieszą się dużym zainteresowaniem. W Szczytnie, Jedwabnie czy w Nidzicy „Mazur” jest od roku bez przerwy w „obrocie” czytelniczym i trzeba nieraz czekać kilka dni na jego wypożyczenie. To oczywiście bardzo mnie cieszy. Jeszcze bardziej sprawia mi radość duże zainteresowanie niemieckim przekładem "Mazura", który dotarł do niemieckiej publiczności i dawnych mieszkańców Prus Wschodnich. Podobno chwalą, a to bardzo ważna sprawa. Nie ze względu nazwisko i moją twórczość tylko z powodu treści, które zamieściłem na kartach tej powieści. Zadajmy sobie pytanie. Czy czytelnik z Niemiec zechce sięgnąć do książek, w których jest mowa o zbrodni w Wawrze w r.1939? Czy ktoś w ogóle tam zdaje sobie sprawę i wie (poza niewieloma historykami) o egzekucjach w Palmirach, bombardowaniu Warszawy czy losie polskich robotników przymusowych w czasie II wojny światowej? Obawiam się, że nie wie i nie ma o tym zielonego pojęcia. Nie wiem czy w ogóle taka powieść przełożona na język niemiecki kiedykolwiek powstała. W „Mazurze" to wszystko jest i przy okazji romantycznej opowieści o zakazanej miłości pomiędzy Polką i Niemcem powinno również dać do myślenia.

A teraz zadam pytanie z zupełnie innej dziedziny: jakie są Pana zainteresowania poza pisaniem?
Zainteresowania? To oczywiste! Historia, historia i jeszcze raz historia! Obawiam się, że bez niej nie potrafiłbym „normalnie” funkcjonować. Zdominowała moje myślenie a nawet sposób bycia już od samego dzieciństwa. To wielka dziedzina nauki, której współcześnie się nie docenia albo, co gorsze wykorzystuje do uzyskania „przychodów” w polityce. Druga pasją są na pewno podróże. Najlepiej oczywiście te związane z historią. Właśnie dzięki takim podróżom odkryłem siedem lat temu fascynującą historię Mazur, poznałem wspaniałych ludzi ze Szczytna, Rudki, Jedwabna, Wesołowa, Głuchu, Pasymia, bez których co wiele prawdopodobne nigdy bym nie napisał ani " Mazura" ani „Cyrografu". Zapraszam na oficjalną stronę mojej powieści www.ksiazkacyrograf.pl

Dziękuję za rozmowę.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5