Arkadiusz Dziczek poleca książkę Arturo Pérez-Reverte "Terytorium Komanczów"

2016-11-19 20:57:38(ost. akt: 2016-11-18 23:06:48)

Autor zdjęcia: Joanna Karzyńska

- Autor tej książki przeszło dwadzieścia lat był korespondentem wojennym - mówi Arkadiusz Dziczek fotograf, animator kultury, radny miejski w Szczytnie. - W tej książce Arturo Pérez-Reverte porzuca fikcję i opowiada o prawdziwej wojnie. Bo wojna jest jedna, nieważne gdzie się toczy. Kreśli barwne postaci dziennikarzy, operatorów, tłumaczy i dźwiękowców, pracujących dla prasy i telewizji na frontach. Zmusza do refleksji nad etyką na granicy życia i śmierci, na terytorium Komanczów - wyjaśnia.
Akcja książki toczy się w byłej Jugosławii, w początkach lat 90-tych XX wieku. Dwóch dziennikarzy telewizyjnych czeka na wybuch mostu. Most ma zostać wysadzony przez wycofujących się Chorwatów. Dziennikarze chcą to nakręcić, bo nikomu dotąd nie udało się zdobyć tego typu zdjęć z konfliktu w byłej Jugosławii. Tak naprawdę jest to pretekst do ukazania ciągu reminiscencji jednego z dziennikarzy. Wspomina on ludzi i wydarzenia, których był świadkiem na różnych wojnach, z których wysyła reportaże już od dwudziestu lat. Dla Barlesa, jednego z dziennikarzy, nie ma różnych wojen: to ciągle jest ta sama bezsensowna wojna. Od starożytności do współczesności. Maluczcy się mordują, a wielcy tego świata, z dala od wojny, wymyślają powody, dla których warto umierać: flagi, hymny narodowe i pomniki nieznanego żołnierza. W gruncie rzeczy wytykane są najróżniejsze absurdy wojny i wojennego biznesu. Przedstawione są chociażby rozważania dziennikarza o tym, jak to jakiś inżynier wymyśla kolejny śmiercionośny pocisk, nadając mu pieszczotliwe, kobiece imię, bo akurat były imieniny żony bądź córki. A potem, zadowolony z dobrze wykonanej pracy, inżynier jedzie z rodziną do Disneylandu. Gorzkie, ale prawdziwe. W książce obrywa się i innym. Politykom Zachodu, bo nie chcieli się zaangażować i powstrzymać wojny (książka powstała w latach 1993-94). Dziennikarzom, którzy niczym sępy krążą nad polem bitwy szukając żeru, czyli materiału na reportaż, lub tylko krótkiego ujęcia, które zostanie pokazane w wiadomościach. Nie są oczywiście zupełnie pozbawieni uczuć, ale najpierw praca, a potem współczucie. Najpierw trzeba nakręcić efektowne ujęcie rannych, a dopiero potem można pomyśleć o udzieleniu im pomocy. Nawet oni jednak czasem pękają. Coś się w nich łamie.
- Autor stara się jak może oddać atmosferę wojny. Ukazać towarzyszące jej niezdrowe emocje: równoczesny strach i podniecenie dziennikarzy. Wszystko to okraszone odrobiną ironii. Uważam, że ta książka jest naprawdę godna polecenia i przeczytania - przekonuje Arkadiusz Dziczek.


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: [url=https://gazetaolsztynska.pl/141978,Zostan-dziennikarzem-obywatelskim.html?preview=7d9e5c0a3fa72da1916c#axzz2OSaYmwEK

Podziel się informacją:
]kliknij[/

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5