Boks wymaga pracy i potu, ale jest przepustką do życia

2016-10-15 20:20:26(ost. akt: 2016-10-15 20:28:54)
Zenon Jagiełło (w środku) jest jednym z najbardziej cenionych trenerów boksu w regionie

Zenon Jagiełło (w środku) jest jednym z najbardziej cenionych trenerów boksu w regionie

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

W opinii niektórych boks jawi się jako "zwykłe bycie po mordach". Czy jest tak naprawdę? Nic bardziej mylnego. Zenon Jagiełło - jeden z najbardziej cenionych trenerów pięściarstwa w naszym regionie - udowadnia w rozmowie z Kamilem Kierzkowskim, że ta szlachetna dyscyplina nie jest zarezerwowana wyłącznie dla "złych chłopców".
— By być dobrym trenerem boksu, podobno trzeba samemu stoczyć ładnych parę walk w ringu. Jak było u Pana?
— Dokładnie w ten sposób. Pierwsze pięściarskie szlify pobierałem w olsztyńskich "Budowlanych". To tam na dobrą sprawę zaczęła się moja przygoda z boksem. Nie zagrzałem w Olsztynie jednak miejsca zbyt długo, bo mnie - i dwóch innych dobrze zapowiadających się kolegów - szybko wykupiono do 3-ligowej ekipy z Ostrowca Świętokrzyskiego. Tam zaczęły się moje prawdziwe starty w lidze. Jednak i tym razem dość szybko przyszło zmienić barwy: po jednym z turniejów odezwał się telefon i wkrótce "kupiła nas" Olimpia Poznań. Pierwsza liga pięściarstwa w Polsce. Karierę byłem zmuszony jednak zakończyć w 1989 roku. Ruszyły strajki... rozpadało się wiele, m.in. właśnie solidnie rozbudowane wówczas struktury boksu.

—. Podjął Pan wówczas decyzję, że czas wracać do Szczytna?
— Tak, z Poznania wróciłem w lipcu, a od października podjąłem pracę w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Pamiętam, że dość przyzwoicie funkcjonowała tu wówczas sekcja kickboxingu, prowadzona przez Jarosława Klimczaka i Jarosława Horoszkiewicza, a do której dość szybko przystąpiłem. Z czasem sekcja zaczęła jednak podupadać, panowie - choć niewątpliwie znali się na swoim fachu - mieli wówczas sporo innych obowiązków. Wszystko spoczęło w ten sposób na moich barkach. Nie chciałem jednak brnąć w kick-boxing, postawiłem więc na boks tradycyjny...

— ...kiedykolwiek w historii Szczytna była wcześniej prowadzona sekcja pięściarska?
— Powiem szczerze, że i mnie samego bardzo to ciekawiło. Szukałem na ten temat informacji dość długo, jednak nie trafiłem na żadne niepodważalne źródło. W rozmowach czy wspomnieniach starszych mieszkańców czasem ktoś wspominał, że w latach 50-tych - gdy powstawała szkoła policyjna - coś takiego ponoć istniało. Do żadnych prawdziwych konkretów jednak nie udało mi się dotrzeć. A szkoda.

— Gdy sięga Pan tak pamięcią wstecz: jak zmienił się polski boks amatorski na przestrzeni lat?
— Tym co widać na pierwszy rzut oka jest to, że mniej osób boksuje. Nie ma już organizowanych lig, rzadkością są mecze bokserskie - a przyciągały przecież całe rzesze kibiców. Ludzie interesowali się tym sportem, utożsamiali się z zawodnikami, naśladowali ich. Z jednej strony można powiedzieć, że mają dziś oni więcej innych możliwości do wyboru: również jeśli chodzi o same sporty walki. Z drugiej strony - wydaje mi się, że społeczeństwo jest coraz bardziej leniwe. A boks jest sportem, który wymaga zaangażowania i potu. Nie każdego dziś na to stać.

— A może dlatego, że kiedyś mieliśmy po prostu mnóstwo wielkich nazwisk, jak choćby Kulej czy Pietrzykowski? Kiedyś byliśmy czołówką światową, a w 2012 roku żaden z polskich pięściarzy nie zakwalifikował się nawet na Igrzyska Olimpijskie...
— Boks miał poważny kryzys, ale myślę, że się odradza. Widać to choćby i w naszym regionie: inicjujemy coraz więcej zawodów i imprez pięściarskich. Organizujemy spotkania, w czym pomaga mi m.in. słynny Darek "Tiger" Michalczewski, u którego szkolimy też kadrę trenerską. Młodzi mają szansę jeździć na profesjonalne obozy sportowe, w których uczestniczymy praktycznie każdego roku. Promujemy pięściarstwo także poprzez specjalne "stoisko", z którym jeździmy stale po jarmarkach czy innych wydarzeniach w regionie, jak np. ostatnie obchody Światowego Dnia Bez Samochodu. Niebawem będziemy chcieli też pojawić się z nim i na placu Juranda...

— ...właśnie chciałem zapytać o ową "magiczną konstrukcję", która jest czymś w stylu przewoźnego "atlasu" dla pięściarzy. Nie widziałem nigdy czegoś podobnego.

— Bo jest to w pełni autorska konstrukcja (śmiech). Ów stojak ma wiele funkcji. Pierwszą jest choćby to, że wzbudza spore zainteresowanie - zarówno wśród najmłodszych, jak i starszych. Zawiera wiele elementów, m.in.: gruszkę refleksową, stanowisko do haków i sierpów, worek tradycyjny, piłki na gumach, drabinkę gimnastyczną... Niemal wszystko, co składa się na podstawę dobrego wyszkolenia pięściarza. Projekt powstał z myślą o tym, by wynajdywać z tłumu tych najbardziej uzdolnionych. Większość dzieci przychodzi się jedynie pobawić. Jak widzę jednak, że ktoś ma naturalny instynkt bokserski, ładnie uderza, ma lekkość... To od razu robię wszystko, by zwerbować go do nas na salę treningową, łącznie z telefonem do rodziców.

— Patrząc po wysokiej frekwencji u Pana na sali można wywnioskować, że dorośli nie mają chyba większych oporów przed puszczaniem pociech na treningi?
— Nie jest z tym aż tak trudno, jak mogłoby się wydawać. Fakt, czasem widać, że wytworzył sie stereotyp, w którym boks utożsamiany jest z tępym "biciem po mordach". Nic jednak bardziej mylnego. Trenując boks przecież nawet nie trzeba walczyć. Nie ma przymusu. Myślę jednak, że warto ćwiczyć - nawet jeśliby traktować to tylko i wyłącznie jako element samoobrony. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że starając się dostać do policji czy jakichkolwiek służb mundurowych - boks jest niezwykle użyteczny i pomocny. Rośnie choćby wiara we własne umiejętności czy odporność na sytuacje stresowe, które w tych zawodach są codziennością. Po szkoleniu bokserskim nikt już nigdy nie ulegnie łatwo panice, a i będzie wiedział też w jaki sposób się obronić. I to niekoniecznie atakując.

— Wielu mistrzów, jak np. Mike Tyson, nie należało do grona "grzecznych chłopców". Czy takim łatwiej osiągnąć sukces w boksie?
— Z drugiej strony było też i wielu bardzo przyzwoitych, którzy później piastowali ważne stanowiska w państwie - jak choćby Witalij Kliczko. Myślę jednak, że ci bardziej "grzeczni" mają większe szanse na sukces. Trenują systematycznie, pną się do góry, realizują wyznaczone cele. Rozrabiaki - choć początkowo mogą mieć nawet więcej sukcesów, to później najczęściej gdzieś się rozmywają: jedni tracą motywację do treningów, innych wciągają bezpowrotnie te "pozasportowe" rzeczy... Piękno boksu ma jednak to do siebie, że - jeśli taki chce się poprawić - to pięściarstwo potrafi postawić go do pionu, wyprowadzić na ludzi. Boks może mu dać przepustkę do życia - jeśli oczywiście tylko on sam da sobie taką szansę.

— Ma Pan jakichś zawodników, z którymi wiąże największe nadzieje?
— Tak, jest ich wielu. Jako pierwszy przychodzi mi na myśl Maciej Jóźwik - wypożyczony od niedawna do Skorpiona Szczecin, gdzie obecnie studiuje (zmiana barw klubowych na ten czas była konieczna, bo bez niej nie sposób byłoby uzyskać stypendium sportowego - przyp. red.). W ostatnim czasie to właśnie on osiągnął najwięcej sukcesów: trzykrotny mistrz Polski seniorów, trzykrotny mistrz młodzieżowców (i to z rzędu). Jeden z niewielu w Polsce, który zdobywa medale rok po roku. Mamy też świetną Natalię Kasprzycka - dwa brązowe medale na młodzieżowych Mistrzostwach Polski i brązowy medal na mistrzostwach akademickich. Jest nasz brązowy medalista Mistrzostw Polski Juniorów - Szymon Gleba... Gwardii Szczytno może brakować środków finansowych, ale sukcesów nam z pewnością nie brakuje.

— Kiedy najbliższa okazja do wzbogacenia dorobku klubu o kolejne medale?
— Niebawem ruszam z podopiecznymi na Mistrzostwa Polski Młodzików. Przeszli pomyślnie eliminacje wojewódzkie, jest więc szansa i na strefę medalową na turnieju ogólnopolskim. Czy się uda? Zobaczymy.

— W ostatnich latach rośnie zainteresowanie MMA. Myśli Pan, że zdoła odebrać pięściarstwu miano najpopularniejszej dyscypliny sportów walki w Polsce?
— Myślę, że nie, choć teraz faktycznie jest na to wyraźna moda - w dużej mierze nakręcana przez telewizję. Konkurencji jednak nie odczuwam, z sali trenujących nie ubywa, a wręcz przeciwnie. Było zresztą wiele sytuacji, gdy zawodnicy przychodzili na salę po doświadczeniach w innych dyscyplinach. Pięściarstwo wciąż jest atrakcyjne.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5