W A-klasie nie bylibyśmy "chłopcami do bicia"

2016-08-08 14:41:26(ost. akt: 2016-08-08 14:57:34)
Cezary Kuciński - trener Wałpuszy 07 Jesionowiec

Cezary Kuciński - trener Wałpuszy 07 Jesionowiec

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Wałpusza 07 Jesionowiec w ubiegłym sezonie otarła się o awans do piłkarskiej A-klasy. Zabrakło niewiele, choć "Granatowa" (poza porażką w ostatnim meczu ligowym z GKS Szczytno) pozostawała niepokonana od... 19 września 2015 roku. Czy pozostanie na dotychczasowym szczeblu rozgrywek zmotywowało, czy też rozbiło drużynę? O sytuacji wewnątrz klubu - w rozmowie z Kamilem Kierzkowskim - opowiada trener Cezary Kuciński.
— Zdobyliście wysokie, 2. miejsce. Wszystko za sprawą świetnej rundy wiosennej. Co takiego stało się w przerwie zimowej, że z drużyny rozgromionej 10:1 ze Świątkami/Skolitami przemieniliście się w ekipę zdolną do pokonania ich 5:2?
— Kiedy Świątki wiosną przyjechały do Zabiel, miałem już silną, a przede wszystkim poukładaną ekipę i do tego bardzo zmotywowaną. Nie tylko wtedy, na same Świątki, ale i na inne, wcześniejsze i późniejsze „zwycięstwa”. W przerwie zimowej przygotowaliśmy się do ligi jak zwykle, a w tym zwycięskim meczu chciałem Liderowi po prostu udowodnić, że są do pokonania. Ta wysoka porażka, którą ponieśliśmy jesienią w Świątkach, choć bardzo upokarzająca, była niczym innym jak efektem naszego bardzo eksperymentalnego wtedy składu. A również i tego, że trafiliśmy już na bardzo wzmocnione zawodnikami z wyższych lig Skolity.

— Wiosną byliście niemal niepokonani. Dopiero w ostatnim meczu przegraliście 5:2 z GKS Szczytno. Skąd wynikało to „rozprężenie”?
— Cóż… może bardziej to GKS Szczytno sprężył się na to spotkanie, niż u nas przyszło rozprężenie (uśmiech). To prawda. Byliśmy wiosną niepokonani. Mało tego: nie przegraliśmy spotkania od 19 września 2015 roku! Dopiero właśnie w tym meczu ulegliśmy. Jeśli chodzi o samo spotkanie, to GKS po prostu zdominował nas w drugiej połowie, nie pozwolił na wiele i to było kluczem do ich zwycięstwa.

— Otarliście się o awans do A-klasy. Tak szczerze: czy Wałpusza była w ogóle na to gotowa? Czy w sytuacji, gdy doszłyby np. jakiekolwiek problemy kadrowe, nie bylibyście tzw. „chłopcami do bicia”?

— Pod względem sportowym jak najbardziej byliśmy gotowi. Każdy prowadzący drużynę trener w jakiś sposób w nią wierzy, bo inaczej nie miałoby sensu to, co robi na co dzień. Ja dodatkowo, prócz wiary, miałem jeszcze pewność co do naszych szans, bo znałem po prostu wartość i siłę tej drużyny. Po za tym chłopaki dawali mi zresztą wyraźnie do zrozumienia, że chcą grać w tej A-klasie. Dlaczego więc w takiej sytuacji miałbym martwić się o ewentualne problemy kadrowe? Ja rozumiem, że masz również na uwadze i kontuzje, ale z tak silną i poukładaną kadrą na pewno nie bylibyśmy „chłopcami do bicia”. Szkoda tylko, że nie będzie nam dane tego udowodnić…

— B-klasa, choć mecze w niej rozgrywane często nie ustępują widowiskowością wyższym ligom, ma zazwyczaj problemy ze znalezieniem sponsorów. Czy - poza wsparciem ze strony lokalnych władz - ktoś jeszcze Was wspiera?

— Niestety nie. Dlatego wiem i zdaję sobie sprawę z jednego: gdyby nie wsparcie Urzędu Gminy Wielbark i osoby Wójta pana Grzegorza Zapadki, nie gralibyśmy i nie cieszylibyśmy się z tym co tak bardzo kochamy. Mamy farta, że trafiliśmy na osobę pana Wójta. Na faceta, któremu sport po prostu obojętnym nie jest. Nie zapomnę, jak zakładaliśmy Wałpuszę i jak wtedy - mając już w naszej gminie przecież jeden klub, idącą „w górę ” Omulew - był nam bardzo przychylny i pozwolił oraz pomógł założyć nasz mały klub. W imieniu chłopaków, których już nie ma w klubie, tych, którzy są obecnie i tych, którzy pewnie będą - bardzo mu za to dziękuję.

— Czy gdybyście awansowali, klub udźwignąłby to w ogóle finansowo?
— Obawiałem się tego pytania (śmiech). Jak i zresztą - w pewien sposób - samego awansu… Gdy chłopaki tak wygrywali mecz za meczem i się cieszyli ze zwycięstw, ja również byłem bardzo szczęśliwy. Z drugiej strony głowy pojawiała się jednak gdzieś myśl: „jak przyjdzie ten awans, to co wtedy”? Wiele rzeczy w klubie robię sam, ale w A-klasie trzeba przecież już opłacać nie jednego, a trzech sędziów. Dochodzą dalsze wyjazdy itp... Gdyby jednak ten awans był, to trzeba byłoby po prostu jakoś przetrwać jesień, a później - z nowym rokiem - liczyć na troszkę większą dotację z Gminy. Innego wyjścia by nie było.

— Ten szczebel rozgrywek ma to nieszczęście, że po każdym sezonie najbardziej wyróżniający się zawodnicy dostają propozycje od klubów z wyższych lig. Czy dotknęło to Was w tym roku? Ktoś opuszcza Wałpuszę?
— To prawda, faktycznie jest tak dość często. Jednak gdyby był awans, to myślę, że nikt by nie odszedł. Jest jak jest, a prawdopodobnie Wałpuszę opuści nasz najlepszy strzelec: Andrzej Sitarski (w 16 meczach 18 bramek - przyp red.). Choć jeszcze mam nadzieję, że jednak zostanie, to w tej chwili trenuje już i gra sparingi w Wielbarku. Cokolwiek jednak zrobi - na pewno uszanuję Jego decyzję. Tym bardziej, że wraca do klubu, z którego przecież do nas przyszedł. Zawsze twierdziłem, że właśnie w Omulwi ten chłopak ukształtował się w pełni jako dobry piłkarz. Do Omulwi, z tego co wiem, ciągnie czy wraca wielu młodych chłopaków z regionu. Po ich spadku do ligi okręgowej, widzą po prostu swoją szansę na grę i spróbowania własnych sił.

— Na jednym z ostatnich treningów Wasi zawodnicy podpisywali „zobowiązania do gry”. Kto - na chwilę obecną - jest już pewniakiem w Waszych szeregach?
— W zasadzie to wszyscy już się zadeklarowali i złożyli podpis, oprócz wspomnianego wyżej Andrzeja Sitarskiego. Czekamy jeszcze na powrót dwóch zawodników: po kontuzji - Krystiana Lisiewicza i z pracy za granicą - Daniela Gołaszewskiego. Gdy oni dwaj już wybiegną na boisko, na pewno w pełni zastąpią nam Andrzeja. Z GKS Szczytno wraca też Igor Bieniek: to miło i przyjemnie patrzeć z jaką ochotą i entuzjazmem tu wraca… Wałpusza znaczy dla niego bardzo wiele, to widać. Jego, jak i wielu innych chłopaków, bardzo za to cenię… bo dla mnie ONA też znaczy bardzo dużo. Takich nazywam „pewniakami”.

— Występujesz w klubie nie tylko jako zawodnik, ale i trener. Szkoleniowiec, by ocenić należycie przebieg meczu, z reguły powinien mieć chłodne spojrzenie "z dystansu" na to, co dzieje się na boisku. Na ile jest to wykonalne będąc w tym samym czasie na murawie?
— Nie... nie gram już od dość dawna. Czasem wchodzę owszem na murawę, jednak tylko w sytuacji, gdy nie mam kogo wpuścić na typowo taktyczną zmianę. W ten sposób „zaliczam” może jakieś występy w „Granatowej”, ale tylko wtedy. Po za tym, to prawda, że prowadzenie zespołu z boiska, będąc na nim, to raczej jakaś farsa, a nie trenerka…

— Mimo wszystko: przyzwoite pełnienie obu funkcji wymaga nie tylko dużo uwagi, ale i czasu. Nie odbija się to negatywnie na Twojej pracy czy - chociażby - życiu rodzinnym?
— To po części bardzo osobiste pytanie… ale oczywiście odpowiem. Może w pracy nie. Osoby, z którymi pracuję w Stolmet-Szczytno wiedzą przecież dobrze co robię z zamiłowania i jakie - pewnym sensie - mam hobby. Myślę, że mnie nawet wspierają. Również szef, który może zbytnio za piłką nie przepada... Myślę, że ceni choć trochę to co robię. Ma przecież wnuka, który trenuje w Jagiellonii, a jest - i słusznie - z tego bardzo dumny.
Rodzina: tu już gorzej… Oczywiście nie w tym sensie, że potępiają to co robię, tylko... no po prostu „nie idzie”, by w jakiś sposób piłka nie odbiła się na życiu rodzinnym.To najbardziej przykre. Przecież mecze, wyjazdy, bez mała każda sobota, niedziela… Żona ma być z tego powodu szczęśliwa? No nie jest… Korzystając z okazji: chciałbym Jej bardzo, bardzo podziękować za wyrozumiałość. Co do syna natomiast - akurat też bardzo kocha piłkę i powolutku rozwija się piłkarsko w SKS Szczytno. W tym roku zagra już w trampkarzach. A córce... myślę, że akurat jest to obecnie raczej obojętne (śmiech).

— Nie było chwil, w których myślałeś o tym, by to wszystko... zwyczajnie rzucić?
— Było… ale, przepraszam, nie chcę o tym mówić. Chciałbym tylko może dodać, że można zbudować fajną, mocną drużynę, ale tylko z takich zawodników, którzy przyjdą i powiedzą: „tak, ja chcę grać w Wałpuszy”!

— Macie, jako klub, jakiś szczególny cel, który stawiacie przed sobą w przyszłym sezonie?
— Jaki cel? Ograć jak najwięcej ekip! (śmiech). I nie tylko na boisku, tylko - w miarę możliwości - już przed pierwszym gwizdkiem.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5