Uciekinierzy ze wschodniej Ukrainy odwiedzili Szczytno

2015-03-23 08:08:01(ost. akt: 2015-03-23 08:10:45)
Marsz solidarności z Ukrainą

Marsz solidarności z Ukrainą

Autor zdjęcia: arch.UMiG w Pasłęku

Szczycieńscy baptyści w ubiegłym tygodniu gościli uciekinierów ze wschodniej Ukrainy. Goście wzięli udział w nabożeństwie i w jego trakcie opowiedzieli o swoim trudnym losie. – Tylko w pierwszym miesiącu wojny w naszym mieście zginęło kilkaset osób. Teraz ludzie umierają nie tylko od kul, ale także z głodu. Od początku roku taki los spotkał około 40 osób – mówili ze łzami w oczach goście.
Denis, Lena, Valerija, Sergej, Maksym i Mark pochodzą z Perwomajska, blisko 40 tys. miasteczka na wschodzie Ukrainy, gdzie od wielu miesięcy trwa wojna. – Nasze miasto od samego początku znajduje się na linii frontu. W obrębie naszych domów od wielu miesięcy toczą się zacięte walki między separatystami, a armią ukraińską – mówi Maksym Miroszniczenko. – Wielu naszych przyjaciół nie żyje. Wielu z tych, którym udało się przetrwać stracili nadzieję i dziś są cieniami dawnych siebie – dodaje.
Swoją bolesną historię opowiedzieli podczas piątkowego nabożeństwa w kościele szczycieńskich baptystów.

Przed wojną
– Wszyscy jesteśmy baptystami, znamy się z naszego kościoła w Perwomajsku – mówi Miroszniczenko. – to był niesamowity czas. Spotykaliśmy się we wspólnym gronie, nasz kościół był otwarty przez cała dobę i każdy mógł do niego wstąpić i się pomodlić. Mieliśmy własny chór. Organizowaliśmy wiele akcji pomocy ubogim. To był dla nas magiczny czas – dodaje.
Wspólnota wybudowała też nowy kościół. – Mieliśmy wielu gości z różnych stron Ukrainy, prowadziliśmy też działalność wolontariacką np. dom seniora – dodaje.

Bramy piekła
Wszystko skończyło się wraz z wybuchem wojny. – Koło pół roku temu zaczął się u nas ruch separatystyczny. Naszym sąsiadom pomogli bracia z Rosji. Dosłownie z dnia na dzień po ulicach naszego miasta zaczęli chodzić ludzie z karabinami. Początkowo nie mogłem uwierzyć, nie mogłem uwierzyć, że jeden człowiek może drugiemu tłumaczyć coś za pomocą broni palnej – mówi Denis Romanow.
Niestety to był dopiero początek. – Separatyści, niektórzy z nich to nasi sąsiedzi zaczęli mówić, że faszyści z zachodu chcą nas zabić i musimy się bronić. Nie uwierzyliśmy w to, ale to już nie miało znaczenia. Na ulicach pojawiły się wozy opancerzone i czołgi – dodaje Romanow.
Jak mówi gość – separatyści bali się, że odebrana zostanie im rosyjska kultura. – Patrzyłem na to wszystko i nie mogłem uwierzyć, że ludzie mogą wierzyć w takie bzdury – dodaje.

Miasto w ogniu
– Wcześniej nie znałam dźwięku jaki wydaje czołg, tego typu pojazdy widziałam tylko w filmach. Teraz uzbrojeni ludzie pojawili się na ulicach i zaczęli do nas strzelać. Wojna rozgorzała na dobre. Codziennie ginęło kilkudziesięciu cywili. Spotykaliśmy się w naszym kościele i modliliśmy się o pokój, ale z dnia na dzień sytuacja się pogarszała – mówi Lena Romanowa. – W końcu stało się najgorsze. Któregoś dnia przyszedł do nas szef separatystów z naszego miasta i powiedział, że dowódcą armii ukraińskiej jest baptysta, więc i my jesteśmy najgorszymi wrogami – dodaje.
Uzbrojeni w kanistry z benzyną terroryści pewnej nocy przyszli pod kościół i polali go benzyną. Podpalili i spokojnie patrzyli jak płonie. – Kiedy przyjechała straż zagrozili, że jak nie zawrócą to ich zabiją. Zawrócili – opowiada ze łzami w oczach kobieta.

Pod osłoną nocy
Po kilku miesiącach, nie widząc żadnej nadziei na pokój grupa baptystów uciekła. – Doszliśmy do wniosku, że nie mamy wyjścia i że nic się nie zmieni. Ataki separatystów zaostrzały się, brakowało jedzenia, było coraz gorzej, a trzeba powiedzieć, że nasze miasto leży na linii frontu, więc nieustannie jest ostrzeliwane – mówi Denis Romanow. – Ludzie mówili, że trzeba to przeczekać, ale było coraz gorzej. Zrozumiałem, że jeżeli zostaniemy to będzie nasz koniec, a więc uciekliśmy – dodaje.
Jednak nie uciekli daleko. – Przenieśliśmy się do sąsiedniego miasteczka, gdzie było bezpiecznie i stamtąd zaczęliśmy organizować pomoc dla naszego miasta. Organizowaliśmy żywność i tajnymi kanałami, poprzez wolontariuszy zaczęliśmy ją dostarczać do ludzi, także do chorych i niedołężnych. W pierwszych miesiącu walki zginęło ponad 800 osób, a od tego czasu minął rok. Nie rozumiem po co to wszystko, to jest polityka... cierpią zawsze niewinni ludzie – mówi.

Nie stracić wiary
Baptyści jak sami mówią – wielokrotnie zastanawiali się, dlaczego Bóg pozwala aby na Ukrainie toczyła się wojna. – Nie mogliśmy się z tym pogodzić, ale w pewnym momencie zrozumieliśmy, że skoro żyjemy, to znaczy, że Bóg istnieje, bo nas oszczędził, że kościół to ludzie, a nie budynki, że wszystko kiedyś wróci do normy, a my będziemy musieli dalej żyć i pomagać innym. To dało nam siłę do do działania i dalszej pracy. dlatego Teraz jeździmy i opowiadamy naszą historię, zbieramy fundusze, za które kupujemy jedzenie i przemycamy do wszystkich potrzebujących w miastach ogarniętych wojną – kończą.

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5